Książki – media – real

Cechą charakterystyczną  przekazu wielu dziennikarzy (zarówno polskich, jak i zagranicznych) jest zjawisko, które Adam Turek na swoim blogu (http://bit.ly/1E9l0dj) definiuje jako „churnalism” czyli masową produkcję pogłosek, pomówień i bzdur lub – niekiedy – „bicia piany”. Z ich przekazów niewiele można się dowiedzieć, gdyż służą one do wywoływania i podtrzymywania emocji oraz zwiększeniu tzw. „klikalności”. W tym wirtualnym świecie można ugrzęznąć na długo (lub na zawsze), a szansą na jego opuszczenie daje lektura książek.

Nie sugeruję tutaj lektury  podręczników i monografii (też często „ceglasto” nudnych), lecz proponuję sięgnięcie do dobrej jakościowo popliteratury i/lub do profesjonalnych reportaży.

Kilka lat temu wielką popularnością cieszyła się trylogia Stiega Larssona „Millenium” ( i dwa filmy na jej podstawie – w tym serial szwedzki), obecnie zaś całkiem dobrze może ją zastąpić trylogia Vincenta Seversky’ego – o tyle ważna, że dobrze osadzona w realiach polskiego i europejskiego życia społecznego i politycznego ostatnich  lat. Choć to powieść, ale znacznie lepiej pokazuje prawdziwy obraz rzeczywistości niż  wiele produktów „churnalistów”.

1.  

„Dziennik watykański. Władza, ludzie, polityka”.

Zaczynam  od  książki-reportażu, której autorem jest John Thavis – wieloletni (1983-2012) dziennikarz-pisarz i szef biura Catholic News Service (wg informacji z obwoluty książki – największej katolickiej agencji informacyjnej). Przedstawia bogaty w szczegóły obraz życia watykańskiego i problemów współczesnego kościoła katolickiego. Trudno byłoby jego książkę uznać za wrogi atak na kościół, ale kto wie: może Tomasz P. Terlikowski lub ks. Dariusz Oko i podobni im fundamentalni propagandziści z prasy kościelnej  wkrótce uznają, że jakiś Amerykanin szarga świętości i obraża uczucia religijne pobożnego ludu nad Wisłą i Odrą. Wkrótce, bowiem książka dopiero co pojawia się w Polsce i niewielu z nich miało możliwość ją przeczytać.

Szczególnie ważne w tej książce są wątki związane z „polskim” papieżem oraz postawą Watykanu wobec pedofilii w kościele katolickim.

Ponad 15 proc. treści tej książki poświęca autor wspólnocie religijnej pod nazwą Legion Chrystusa oraz jego twórcy i długoletniemu szefowi ks. Marcialowi Macielowi Degollado, a także jego watykańskim podporom: Janowi Pawłowi II,  obecnemu kardynałowi Stanisławowi Dziwiszowi i instytucji kierowanej przez tegoż „pasterza”  były przekazywane władzom kościelnym wielokrotnie – m. in. w  latach 1976, 1978, 1988, 1997  i in. Dopiero w 2004 r. i później  za pontyfikatu Benedykta XVI – podjęto postępowanie (zresztą powolne i połowiczne) w tej kompromitującej sprawie. kardynałowi Angelo Sodano. Ks. Degollado to osoba o bardzo wątpliwej moralności i sprawca krzywd wyrządzonych wielu seminarzystom tegoż Legionu i innym głęboko wierzącym katolikom. Przedstawione fakty szalbierstw, kłamstw, konkubinatów (i nieślubnych dzieci) oraz innych seksualnych nadużyć ks. Degollado nie są powodem do chwały. A odpowiednie informacje o tym, co dzieje się w Na pytanie „ kto do tego doprowadził i dlaczego tak późno się tę sprawę bada?”  jeden z urzędników Kurii Rzymskiej odpowiedział: „To smutna sprawa. Santo subito”!

Warto pamiętać, że  ks. Degollado i Legion Chrystusa to niejedyny taki przypadek. Pedofilia w amerykańskim, meksykańskim, irlandzkim, hiszpańskim, niemieckim kościołach katolickich – niekiedy trwająca kilkadziesiąt lat (Irlandia) i ukrywana równie długo (Irlandia, Niemcy) – nie są wymysłem wrogów kościoła katolickiego.  Polski kler też nie jest uodporniony na pedofilię i seksualne nadużycia –  nie są  bowiem wymysłem afery abp Paetza w Poznaniu,  polskich duchownych abp Wesołowskiego i ks. Gila na Dominikanie,   księży z Tarchomina,  Wrocławia, Bydgoszczy, Kołobrzegu. Wspólny jest mianownik tych spraw – opór i połowiczność władz kościelnych (watykańskich do czasu papieża Franciszka  i nadal wielu krajowych) w wyjaśnianiu spraw i karaniu  sprawców „czynów lubieżnych”. John Thavis twierdzi, że brak zaangażowania Jana Pawła II w walkę z pedofilią w Kościele wynikał z jego polskich doświadczeń. Traktował  tego rodzaju informacje i oskarżenia jako instrument dyskwalifikacji  i kompromitacji księży przez służby specjalne (np. przez SB w Polsce). Ale pryzmat polskich doświadczeń przyniósł wiele szkód. Ten papież miał tylko jedną pasję – walkę z komunizmem, a inne istotne sprawy  pozostawił w gestii Kurii, a ta – kierując się oportunizmem i hipokryzją – robiła to, co było jej na rękę, a mianowicie tuszowała problem pedofilii kościelnej i chroniła sprawców.

Autor przedstawia również zawiłą i pełną hipokryzji i oportunizmu argumentację Watykanu w kwestii stosowania prezerwatyw dla ochrony przed AIDS, w sprawie homoseksualizmu oraz celibatu. Często jest to postępowanie wg zasady „pół kroku do przodu, dwa kroki do tyłu”. Sprawia to wówczas wrażenie, że z jednej strony KK chciałby otworzyć się na świat, z drugiej strasznie boi się tego świata.

Pod wpływem lektury tej książki można również inaczej spojrzeć na postawę Piusa XII w czasie II wojny światowej – zwłaszcza  w kwestii eksterminacji żydów i wspierania nazizmu. Argumenty są na tyle mocne i przekonujące, że skłaniają do bardziej sprawiedliwej oceny postawy tegoż papieża w owym trudnym czasie.

Tego wszystkiego  na ogół nie znajdujemy  w polskiej prasie katolickiej (z małymi wyjątkami). No, ale taka  ma być przecież Polska (w wyobrażeniach wielu hierarchów kościelnych) – ludek cichy, pobożny, ufający swoim duchowym przewodnikom i nauczycielom moralności, któremu zagraża „potwór liberalizmu” i „potwór gender”.

2.

Vincent V. Severski „Trylogia: Nielegalni – Niewierni – Nieśmiertelni”

Vincent  V. Seversky to literacki pseudonim pułkownika polskiego wywiadu i jednego z ważnych szefów Agencji . Odznaczany przez najwyższe władze RP, a także przez Baracka Obamę  amerykańską Legią Zasługi. Po zakończeniu służby – dobrowolnym, na własną prośbę w roku 2007 – zabrał się za pisanie książek. Oczywiście książek związanych z dotychczasowym wywiadowczym zawodem. Sam przyznaje, że po przeczytaniu trylogii „Millenium” Larssona doszedł do przekonania, że potrafi też równie dobrze napisać powieść o polskim – i nie tylko polskim – wywiadach. Rzeczywiście powstała trylogia  – w sumie ponad 2,5 tyś. stron) wytrzymująca konfrontację z trylogią Stiega Larssona. W lekko tylko zawoalowany sposób pokazuje polską scenę polityczną i polską klasę polityczną. Trafnie charakteryzuje tę hałastrę ludzi o wielkich ambicjach i jednocześnie niewielkich kwalifikacjach intelektualnych i moralnych. Każdy, niezależnie od swoich sympatii politycznych, znajdzie informacje, oceny i opinie, z którymi w pewnym stopniu będzie mógł się utożsamić. I będą to opinie i informacje psychologicznie i merytorycznie znacznie bardziej wartościowe i pogłębione, niż w większości produktów naszego infotainmentu. Odnajdzie tam charakterystyki ludzi związanych z „partią brzydkich” (lub „partią podejrzeń”) i jej prominentnych przedstawicieli oraz  polityków „partii gładkiej gadki” – partii kierowanej przez premiera, który nie lubi podejmować trudnych decyzji i który nabawił się kontuzji nogi „haratając” w piłkę.   Ujawnia brak kompetencji i osobowości czołowych przedstawicieli tzw. elity politycznej RP, (w czym jest zgodny z opinią Stanisława Tyma -„Polityka”  5/2015), którzy   są usatysfakcjonowani swoimi bełkotliwymi wypowiedziami i wulgarnymi epitetami, dzięki którym mogą być przez parę dni być bohaterami polskiego infotainmentu. Ujawnia też stan mediów,  w których zamiast dziennikarzy występują tzw. „media-workerzy” i „churnaliści” (w znaczeniu wyżej już przytaczanym – tj. „producenci pogłosek-pianobijcy”).

Pożytek i przyjemność z lektury tej trylogii jest większa, niż z lektury prasy i  oglądania programów naszej tzw. telewizji informacyjnej.

 3. 

Michael Dobbs – „House of Cards”; Carl Bernstein i Bob Woodward “Wszyscy ludzie prezydenta”.

„House of Cards” to fikcja literacka i filmowa. „Wszyscy ludzie prezydenta” to literatura faktu (i oparty na niej film) dostarczająca niefikcyjnych informacji i w ten sposób uwiarygodniająca  późniejszy o kilkadziesiąt lat przekaz Dobbsa.  Łącznie ukazują rzetelny, dobrze uargumentowany i weryfikowalny obraz elity władzy.

Michael Dobbs przez wiele lat był politykiem (sekretarzem Margaret Thatcher) i z własnego doświadczenia poznał kulisy władzy brytyjskiej. Te doświadczenia wykorzystał we wspomnianej powieści, a potem jako współautor scenariusza przeniósł  do serialu –  najpierw brytyjskiego, później zaś  amerykańskiego. W drugiej ekranizacji akcja została przeniesiona do USA uwzględniając sytuacje ujawnione w okresie prezydentury Nixona – w czym niewątpliwie pomocna była literatura faktu czyli „Wszyscy ludzie prezydenta”.  Główne brytyjskie idee książki zostały jednak zachowane: żądza władzy, socjopatyczne rysy polityków, bezwzględność w realizacji celów i niszczenie – fizyczne i/lub psychiczne – wszystkich, których uważa się za rywali. Także sposób rozstania się polityka z dziennikarką, która ze względu na swoją dociekliwość (ale i również brak skrupułów) zaczęła mu zagrażać.   Francis Urquhart zamienił się we Francisa Underwooda, ale mechanizmy działania politycznego pozostały te same. Z treści obu książek (i filmów) wynika, że nieprzyjemny wniosek o deprawacyjnym wpływie władzy na polityków.  Nie tylko w Wlk. Brytanii, ale też w USA, Polsce i gdzie indziej.

Doskonałe tempo akcji, jak również obsada i sprawność realizacji tłumaczą wielką popularność serialu z Kevinem Spacey’em. Niedługo ma być zaprezentowany  jego trzeci sezon.

Z  literackiego pierwowzoru serialu warto natomiast zwrócić uwagę  na odautorskie komentarze umieszczane na początku każdego rozdziału. Poniżej zacytuję niektóre z ich, zwłaszcza te, które mają również odniesienie do zachowań polskich polityków i – niestety – polskich mediów.

 Ot, takie sformułowanie: Polityk nie powinien za dużo myśleć. Odwraca to uwagę od pilnowania, czy ktoś mu nie wbija noża w plecy”.

Czy nie jest ono dobrym komentarzem do twierdzenia b.  polskiego premiera, że  władzę w partii trzeba zdobyć siłą i że musi ona polegać na  jedynowładztwie? Z tego przekonania  niewątpliwie wynika nieustający proceder likwidowania w rządzących w Polsce partiach wszelkich zalążków ewentualnej opozycji wobec lidera. Nazwiska bezwzględnie likwidowanych oponentów znaleźć można w prasie. Tylko niektórzy z nich (właściwie tylko jeden) odzyskują swoje miejsce w klasie politycznej po odejściu dotychczasowego przywódcy.

Inne ze sformułowań: Politycy bardzo przypominają starzejących się autorów i starsze kobiety. Niebezpieczna faza ich życia przychodzi wtedy, gdy nie wystarcza im już szacunek przyjaciół, ale zaczynają domagać się uwielbienia publiczności”.

Stąd hasło „ciepłej wody w kranach” i programowa bezprogramowość  partyjno-politycznych sposobów działania oraz głęboki populizm.

Następne sformułowanie, na które warto zwrócić uwagę: „Każdy polityk ma swoje zasady. Po prostu niektóre z nich mają tak niską częstotliwość występowania, że potrzebny byłby teleskop w Jodrell Bank, żeby je namierzyć”.

Jedno się mówi, ale nijak to się ma do praktyki. A potem czujemy się zaskoczeni (a niektórzy zażenowani) aferami korupcyjnymi i kelnerskimi podsłuchami.

I na koniec o symbiozie polityków i „churnalistów” (bijących pianę media-workerów):  Nie ma niegodziwości, której polityk nie mógłby popełnić, a dziennikarz nie rozdmuchał. Histeryczna przesada to charakterystyczna cecha i jednych, i drugich”.

To problem sam w sobie – wart osobnego potraktowania.

 4.

Olga Tokarczuk „Księgi Jakubowe”

Wspaniała książka, powieść-niepowieść. Jedna z redaktorek określiła ja mianem literatury faktu, z którą to opinią zgadzam się w zupełności. Dostarcza ona nie tylko literackich doznań, ale także bogato udokumentowanej wiedzy o sekcie frankistów – początkowo działającej w obrębie judaizmu, później zaś stanowiącej bunt przeciwko Talmudowi. Autorka ukazuje w niej obraz wielokulturowej i wieloetnicznej Rzeczpospolitej przed rozbiorami. Jednocześnie ukazuje aspiracje i dążenia ważnej dla naszej historii i kultury grupy etnicznej, której wkładu do naszego polskiego dorobku i nie sposób i nie wolno pominąć. Ta sekta przyczyniła się, a może i ułatwiła asymilację z Polską i polskością zadając kłam i ówczesnym i obecnym uprzedzeniom o obcości czy wręcz wrogości (mówi się nawet o antypolonizmie) Żydów wobec naszego kraju i dorobku. Warto tutaj – cytując choćby Wikipedię – że wywodzili się z niej tacy wybitni Polacy jak Jan oraz Ildefons Krysińscy – uczestnicy powstania kościuszkowskiego i listopadowego, z których jeden był generałem wojsk powstańczych, a drugi wybitnym lekarzem-psychiatrą. Nie można tutaj zapominać o Hieronimie Łabęckim – uczestniku powstania listopadowego i wybitnym uczonym w dziedzinie geologii i mineralogii, a także pominąć Marii Szymanowskiej – kompozytorki i pianistki i teściowej Adama Mickiewicza oraz Tadeusza Boya-Żeleńskiego – pisarza i poety i wybitnego tłumacza literatury francuskiej oraz lekarza i działacza społecznego.

Jako że trudno w krótkim wpisie przedstawić całą zawartość tej, liczącej ponad 900 stron, powieści, warto zacytować odautorską (bo wyrażony na karcie tytułowej) dedykację: „Mądrym dla memoryału, kompatriotom dla refleksji, laikom dla nauki, melancholikom zaś dla rozrywki”.  Rzeczywiście – ta książka realizuje te wszystkie cele.

5. 

„Dzieci królowej Wiktorii”

Rozszerzam nieco zakres uwag w tym blogu – nie tylko będzie tutaj mowa o książkach, ale również o innych formatach wypowiedzi na ważne tematy społeczne

Dzisiaj chciałbym zwrócić uwagę na serial dokumentalny BBC zatytułowany ” Dzieci królowej Wiktorii”. Seria została przygotowana w roku 2012 i jest prezentowana na kanale Planete+ udostępnianym nie tylko w Canal+, ale i kilku kablówkach.

Ten serial burzy nasze dotychczasowe wyobrażenia dotyczące  tzw. „moralności wiktoriańskiej” w odniesieniu do rodziny oraz postawy jej sztandarowego symbolu, tj. królowej (potem cesarzowej Indii) Wiktorii. Dotąd w popularnych przekazach przeważała opinia o zdecydowanych, wyrazistych i godnych aprobaty postawach ludzi (i symboli) tej epoki w w obszarze moralności osobistej. Takie było i jest nadal przeświadczenie wielu konserwatystów w tym zakresie.

Weźmy tutaj pod uwagę  kwestię zachowań seksualnych, wierności małżeńskiej oraz stosunku do dzieci i sposobu ich wychowania. Mieliśmy zachwycać się wiernością Wiktorii wobec jej małżonka Alberta, wyrażaną chociażby w ciemnym, poważnym kolorze strojów. Okazuje się, że z tą wiernością nie jest tak, jak nam mówiono. Otóż jedyną prawdą jest, że po śmierci małżonka  królowa Wiktoria wybrała ciemne stroje dla siebie i dla swoich dzieci (zwłaszcza tych, które jeszcze w tym czasie nie wyfrunęły z gniazdka królewskiego). Z wiernością było już wyraźnie gorzej. Bardzo podejrzana jest tutaj sama postać i rola osobistego koniuszego królowej – wysoce prawdopodobne, że był wieloletnim kochankiem królowej.  Także moralność seksualna królowej jest nie taka, jak dotąd sugerowały przekazy. Królowa Wiktoria – jak okazuje się z serialu i przekazów brytyjskich historyków – bardzo lubiła fizyczną stronę seksu przy jednoczesnym braku akceptacji  do jego (było nie było) następstw – czyli do dzieci. Jej stosunek do fizycznej strony – nazwijmy to delikatnie – pożycia był taki, że dobrze mieściłby się w treści  tego, co dzisiaj nazywamy „nimfomanią”. Dodać do tego należy wyraźną niechęć do własnych dzieci i chłód emocjonalny oraz traktowanie ich i wychowywanie w sposób bardzo przedmiotowy i brutalny, który dzisiaj mógłby zaowocować oskarżeniem o przemoc w rodzinie. Bicie za byle przewinienia małych dzieci, strach rozbudzany w nich oraz przemoc nie tylko fizyczna, ale i psychiczna itp. były na porządku dziennym.  Wiktoria tylko dla siebie uzurpowała prawo do przyjemności seksualnej, swoim córkom (a miała ich pięć) odmawiała takiego prawa. W miarę możliwości starała się córkom obrzydzać małżeństwo i utrudniać zawarcie satysfakcjonujących  związków.  Straszliwe jej oburzenie budził w niej fakt, że jej córki, zwłaszcza  pierwsza córka Wiktoria (matka cesarza niemieckiego Wilhelma II) oraz Alicja (księżna heska) karmiły dzieci piersią. Nazywała je „dojnymi krowami”. Młodszym córkom (m. in. Ludwice) odmawiała prawa do tego, co dzisiaj nazywa się samorealizacją poprzez sztukę, a także starała się utrudnić im zaangażowanie w sprawy społeczne – np. w powstanie i  rozwój ruchu ratownictwa medycznego na polach bitew i  Czerwonego Krzyża. Swojego celu nie osiągnęła – jej córki okazały się stanowcze i   nie zrezygnowały ze swoich aspiracji i marzeń, choć zapłaciły za to pokaźną cenę stresu, nerwic i innych następstw psychoemocjonalnych.

Podobnie postępowała z czwórką swoich synów: Albertem (późniejszym królem Edwardem VII (panował w latach 1901-10), Alfredem, Arturem oraz Leopoldem. O pierwszym z nich mówiła – mam nadzieję, że mnie nie przeżyje i nie obejmie tronu. Rzeczywiście nie był on wolny od wad dynastii hanowerskiej (potem przemianowanej na Windsorów): wielość kochanek, hulanek i innych drobniejszych wykroczeń. Posiadał też jednak wiele zalet i sprawił, że instytucja monarchii nie straciła na popularności w WlK. Brytanii. Przede wszystkim był otwarty na świat i ludzi, potrafił komunikować się z otoczeniem, zwracał uwagę na sprawy społeczne i był przeciwny różnym formom dyskryminacji (m.in. rasowej i religijnej) w takim stopniu, w jakim było to zależne od niego. Królowa Wiktoria przez cały okres jego dorosłości jako księcia Walii izolowała go od spraw publicznych, nie pozwalała zajmować się sprawami państwa i nie dopuszczała go do rządów. On oczywiście buntował się przeciwko temu i dzięki temu okazał się – wedle opinii historyków przytaczanych w filmie – dobrym, choć krótko panującym królem.

Także pozostałych synów Wiktoria traktowała bardzo szorstko – poniżała, zabraniała jakichkolwiek form aktywności publicznej. Dwaj średni – Alfred i Artur – w rezultacie nie tylko odsunęli się od niej, ale też popadli w alkoholizm i mogli mówić o przegranym życiu.  Najokrutniej jednak obeszła się z najmłodszym Leopoldem – chorym na hemofilię, ale najbardziej intelektualnie uzdolnionym. Przez wiele miesięcy nie pozwalała mu na podjęcie studiów w Oxfordzie, zabraniała aktywności publicznej i chyba – poprzez stawianie go ciągle w sytuacji stresu – przyczyniła się do jego przedwczesnej śmierci w wieku 30 lat (w 1884 r.).

Trzeba przyznać, że historycy występujący w tym serialu wyraźnie dokonali solidnej demitologizacji tej monarchini. Dzięki nim trzeba zadać sobie pytanie, czy  królowa Wiktoria  powinna być wzorcem do naśladowania? Zwłaszcza jako narcystyczna i egoistyczna matka rodu!!  To pytanie powinni sobie zadać ci, którzy tęsknią do starych dobrych czasów moralności wiktoriańskiej. W Polsce jest ich wielu.