Polacy chcieli – to mają: PiS-Brothera u władzy. Budzi to skojarzenia z Orwellem i jego „1984”? Słusznie – ma budzić . Warto więc przypomnieć kilka zasad i haseł Oceanii (i w naszej części – Polandii).
Przede wszystkim rządzi maksyma: „IGNORANCJA TO SIŁA”. Gdyby nie na – praktyka klasyka Jacka Kurskiego się kłania z jego tezą, że „ciemny lud to kupi” – wówczas społeczeństwo w zamian za puste obietnice nie oddałoby Wielkiemu Bratu – Prezesowi nad Prezesami – władzy bez jakiejkolwiek osobistej odpowiedzialności. Wiedziałoby bowiem, że to tylko obietnice dla proli. Druga zasada głosi: „WOLNOŚĆ TO NIEWOLA”. Dlatego w pierwszej kolejności trzeba wypowiedzieć konwencję antyprzemocową: toż jest ona niewolą dla tych wszystkich, którzy chcą zakonserwować rodzinę w kształcie umiłowanym przez Gowina, Królikowskiego, Hosera i jeszcze paru innych prominentnych sług Wielkiego Brata. Ta konwencja jest też niewolą dla zwolenników damskiego i dziecięcego boksu, a przecież taki sport to zdrowie i rozrywka dla zdrowych sił narodu. Trzecia z zasad ulega w Polandii pewnej transformacji: wyjściowe twierdzenie „ WOJNA TO POKÓJ” brzmi (w ustach Prezydenta Dudy-Wątpliwego i innych przedstawicieli Partii Wewnętrznej) jako „WSPÓLNOTA SPOŁECZNA TO PODZIAŁ NA NAS I NASZYCH WROGÓW”.
Wielki Brat Jarosław (zwany też pieszczotliwie Zbawem) nie ukrywał i nie ukrywa, że życie jednostek musi być podporządkowane wszechpotężnej władzy państwa. Dlatego w mniemaniu Wielkiego Brata hasło społeczeństwa obywatelskiego jest pustym i szkodliwym sloganem. Samorządność zbiorowości i wspólnot zagraża państwu. A państwo to JA-ROSŁAW. Nie będzie żadna gmina podskakiwać i sprzeciwiać się woli Wielkiego Brata. Unieważni się zeszłoroczne wybory lokalne, zmieni ustawę o samorządzie. Jedyny prawdziwy samorząd reprezentuje PiS. Hasło lat 90., że Balcerowicz musi odejść, odzyska swój wigor. Będzie tutaj można wstawiać (w zależności od potrzeb chwili) personalia wszystkich tych, którzy są belką w oku Wielkiego Myśliciela z Żoliborza. Hanna Gronkiewicz-Waltz, Paweł Adamowicz, Jacek Majchrowski i inni ( Marek Belka również) muszą odejść i już.
Wielki Brat-Zbaw działa za pośrednictwem – tak jak u Orwella – wspomnianej wyżej Partii Wewnętrznej. Obejmuje ona klasę wyższych funkcjonariuszy partyjnych (tzw. Zakon PC – m. in. A. Lipiński, J. Brudziński i inni podobnego kroju kombatanci tej partii), pełniących odpowiednie urzędy państwowe; urzędy – ale niekoniecznie władzę, bo ta jest niepodzielnie w ręku Zbawa. O członkach Partii Wewnętrznej wiadomo tyle tylko, ile sami z siebie ujawnią. Czasem pojawiają się na teleekranach – np. u członka Partii Zewnętrznej serwującego „Kawę na ławę”. Występują też na pełnych emocji (raczej tych negatywnych) manifestacjach, jak np. miesięcznice smoleńskie lub górnicze protesty z powodu niesprzedawalnego (z powodu wysokiej ceny i nieodpowiedniej jakości) węgla i grożącego ich miejscom pracy bankructwa.
Wielki Brat i Partia Wewnętrzna mają do pomocy Partię Zewnętrzną czyli szeregowych członków partii będących urzędnikami niższego partyjnego i państwowego szczebla. Zajmują się oni głównie sprawami administracyjnymi i aktywnością w sferze życia kiedyś nazywanej nadbudową, tj. pisaniem książek, tworzeniem użytecznych teorii historycznych i socjologicznych (np. związanych z „rozwibrowywaniem” tzw. układu”), produkcją filmów i obsługą medialną władzy skierowaną do i na proli. O niektórych z nich i ich dokonaniach. już wspominałem w poprzednim wpisie „Dwumyślenie czyli wstrząsy umysłowe Polaków”. Można byłoby tamtą listę jedynie powielić i rozszerzyć o dużą część politycznie zaangażowanego kleru oraz tych przedsiębiorców, którzy – kierując się oportunizmem – w polskim Davos (czyli w Krynicy) uznali Zbawa za Człowieka Roku.
I są prole – bardzo ważny element w życiu Polandii. Prole nie są najbardziej społecznie wyedukowani (zwłaszcza w historii i w kwestiach ekonomicznych). Głównie zajmują się zaspokajaniem swoich podstawowych potrzeb i mają nabożny stosunek do Wielkiego Zbawa. Stanowią zdecydowaną większość społeczeństwa (zwłaszcza tego „naszego” słusznego – bo pisowskiego) i mogliby w dowolnej chwili zniszczyć partię, ale nie odczuwają potrzeby buntu. Chętnie natomiast słuchają obietnic – im bardziej nierealnych, tym chętniej. Wśród proli krążą agenci Policji Myśli, którzy wyłapują nieliczne jednostki inteligentne, mogące potencjalnie zorganizować proli w liczącą się siłę. Część z tych agentów ma koloratki, a część z upodobaniem stosuje aparat internetowej przemocy wobec wszystkich i wszystkiego, co zagraża Wielkiemu Bratu i Partii Wewnętrznej. Dlatego określa się ich mianem trolli (ot, gra słów – prole i trolle).
Jednym z owych policjantów myśli w powieści Orwella (1984) był Winston Smith, a w Polandii są nimi zarówno Zbigniew Ziobro, Mariusz Kamiński, inni ministrowie in spe i urzędnicy różnych rang, a także nowi szefowie i urzędnicy Ministerstwa Miłości i Ministerstwa Prawdy. Zadaniem Winstona Smitha było systematyczne „aktualizowanie” prasy polegające na poprawianiu błędnych prognoz rządu (bowiem te przewidywania muszą być zawsze trafne), wymazywanie niespełnionych obietnic rządu czy nawet pisaniu od nowa całych artykułów, jeżeli są w całości niezgodne z „rzeczywistością”. Obowiązkiem polskich Winstonów Smithów jest i będzie (dopóki nie opanuje się całkiem mediów) udowadnianie, że nikt z partii Wielkiego Zbawa (także ówczesny kandydat na prezydenta i kandydatka na premiera) nie mówił o Polsce w ruinie i o Polsce z dykty, choć wszem i wobec głosił takie tezy i są materialne i medialne świadectwa takich stwierdzeń.
Po wyborach parlamentarnych i po ostatecznym przejęciu władzy będzie się dowodziło, że nikt nigdy w kampaniach wyborczych nie obiecywał powrotu do starych rozwiązań emerytalnych (choć obiecywał to kandydat na prezydenta), nikt i nigdy nie obiecywał przewalutowania kredytów frankowiczów. Kancelaria Prezydenta projekt grupy „frankowiczów” w tej sprawie – mimo wcześniejszych zobowiązań Andrzeja Dudy z 15 maja br. – wyrzuciła do kosza. Będzie się również twierdzić, że obietnica 500 zł na każde dziecko zawsze była propozycją na drugie i następne dzieci, a zresztą i tak budżet w ruinie (wg Henryka Kowalczyka) nie pozwala na takie fanaberie. Jeśli się tę propozycję zechce wprowadzić w życie, to jej rozwiązania tak się skomplikuje, aby z obietnicy mogło skorzystać niewielu chętnych i potencjalnie uprawnionych. No bo wiecie, rozumiecie – budżet nie pozwala.
Polski Winston Smith będzie miał co robić (aktualizując kampanijne obietnice) przez długie miesiące i lata – może nawet do końca ledwo rozpoczynającej się kadencji parlamentu. I tylko jest jeden szkopuł (potocznie mówiąc – klops), a mianowicie – podwyżka kwoty wolnej od podatku. Tutaj Trybunał Konstytucyjny się wmieszał w sprawę uznając, że zamrażanie tej kwoty jest niekonstytucyjne. Pozostaje tylko jedno do zrobienia – uderzyć w Trybunał blokując zatwierdzenie jego nowych sędziów. Pretekst zawsze się jakiś znajdzie – Kancelaria Prezydenta jest sprawna w takich działaniach.
Prole, gdyby czytały cokolwiek niepartyjnego, pewnie domyśliłyby się, że to kampania wyborcza jest autorem obietnic. Gdyby prole nie tylko czytały, ale i choć trochę krytycznie myślały, to wiedziałyby, że socjalne obietnice PiS-u są pisane palcem po wodzie. Pamiętałyby w większości, że Polska Solidarna z 2005 r. zaraz po tamtych wyborach zamieniła się w Polskę liberalną (Zyta Gilowska się przypomina ze swoimi reformami), z którą w znanym spocie telewizyjnym walczyła dla pozoru. Ale prole mają kłopot z myśleniem i czytaniem oraz pamięcią. Dlatego mają tak, jak mają. A mają do zapamiętania jedno: jeśli PiS coś obiecuje, to znaczy to, że obiecuje, natomiast jeśli PiS coś zawłaszcza, to znaczy, że zawłaszcza. Ale też chyba nie zapamiętają. Biedne prole z różnych gmin, zrzeszeń społecznych i korporacji zawodowo-gospodarczych!
Tusk – mimo że tak starał się chronić notabli IV RP z lat 2005-2007 przed Trybunałem Stanu – nie ma co liczyć na podobny akt łaski ze strony obecnych zwycięzców. Podobnie cała konserwatywna część PO: byli głupi i przed szkodą i po szkodzie. Mariusz Kamiński i Zbigniew Ziobro ante portas!