Pislanderzy

Jose Ortega y Gasset o populistycznym buncie mas

I. Pislander czyli kto? 

II. Człowiek masowy wg OyG i Pislanderzy 

III. Osobowość człowieka masowego i hermetyczna osobowość Pislandera.

IV. Naturalizacja egzystencji i prymitywizacja życia społecznego 

V. Populizm i polityka historyczna 

VI. Populizm i państwo 

    I. Pislander czyli kto?

    Pislanderzy to termin, który stosuję nie tylko do tego odłamu społeczeństwa PiS-landii, który w wyborach 2015 r. poparł partię władzy, ale również do tych grup społecznych, które z różnych motywów obecnie deklarują swój akces do obozu władzy. Określa on więc zarówno autentycznych zwolenników „dobrej zmiany”, jak również oportunistów i koniunkturalistów oraz konformistycznie zorientowanych obojętnych (niedostrzegających potrzeby świadomej obecności w życiu publicznym).

    Pislanderów charakteryzuje radykalizm wymagań socjalnych, tradycjonalizm kulturowo-społeczny i ekonomiczny oraz resentyment wobec  wszelkiej kulturowo-wspólnotowej odmienności. Charakteryzuje ich duży poziom antyelitaryzmu. Do elity, którą należy usunąć, należą wszyscy ci, którzy nie mieszczą się w świecie pislanderskich wyobrażeń wyrastających z postawy „piso-myślnosci”. Radykalizm i resentymenty nie muszą zawsze i wszędzie łączyć się z wątkami ksenofobii, nacjonalizmu lub etnicznego szowinizmu, jednakże te wątki są obecne w mentalności typowego Pislandera i łatwo są aktywowane. Na razie nie ma sposobu na to, aby uwolnić go od nich. Negatywną, bo podtrzymującą resentymenty i  ksenofobię, rolę odgrywają media społecznościowe. Facebook, Instagram i Twitter zamykają ludzi w bańkach informacyjnych jak w kokonach. Przez filtry tej bańki nie  przebija się  głos rozsądku i tolerancji dla innych sposobów myślenia i odczuwania społecznego. Zachowaniami Pislanderów rządzi brak gotowości do krytycznej refleksji społecznej i historycznej oraz „patriotyzm na propagandowych sterydach”.

   Motywy akcesu do tej zbiorowości wcale nie mają pierwszoplanowo charakteru ekonomicznego. Gdyby rozstrzygające były socjalne okoliczności, to taki akces byłby w dużej mierze  zrozumiały i oznaczałby, że partia „dobrej zmiany“ podejmuje te działania, które zlekceważyła jej poprzedniczka, przez co zmniejsza poziom i zasięg społecznego ubóstwa. W takich przypadkach akces staje się bezspornie zrozumiały (nawet usprawiedliwiony) i nie powinien budzić krytyki.

  Sprawa jest jednak bardziej złożona – dla dużej części (być może nawet większości) Pislanderów czynniki ekonomiczno-socjalne są wtórnym powodem wspierania partii władzy. Ważniejsze są okoliczności natury kulturowej (otwarcia lub zamknięcia na dynamicznie zmienną rzeczywistość zewnętrzną),  aksjologicznej (co jest lub co ma być główną wartością społecznej egzystencji mieszkańców PiS-landii) oraz psychologicznej (chęci lub niechęci wzięcia na siebie odpowiedzialności za swoje życie).  Te okoliczności kulturowo-aksjologiczno-psychologiczne (w różnej kolejności i z różnym stopniem nasilenia u konkretnych przedstawicieli) w wersji negatywnej są zbieżne z syndromem człowieka masowego czyli w istocie – populisty.  Bycie Pislanderem jest  więc bardziej kwestią szeroko rozumianej mentalności niż położenia ekonomiczno-społecznego.

  Nie dostrzega  tej okoliczności publicysta Rafał Woś.    Twierdzi, że prawdziwy bastion politycznego konserwatyzmu powstał dziś w samym sercu anty-PiS. W czasach późnej Platformy można było jeszcze przekonywać, że mamy tu do czynienia z haškowską „partią umiarkowanego postępu (w granicach prawa)”.                                                         

 „Po wzięciu władzy przez PiS wszelkie ślady postępowości w myśleniu czołówki anty-PiS się ulotniły. A obrona status quo (coraz częściej zaś już tylko lament nad jego faktyczną zmianą) służy za cały pozytywny program PO oraz Nowoczesnej. Widać to niemal na każdym kroku, gdy PiS zaskakuje rywali swoimi kolejnymi inicjatywami politycznymi. Nieważne, czy mowa o 500 plus, płacy minimalnej, podatku bankowym, zmianach w funkcjonowaniu sądów czy zakazie handlu w niedziele.” I dodaje: „Frustracji anty-PiS towarzyszą regularnie eksplozje obrzydliwego klasizmu. Czyli (przypomnę) takiego rodzaju ksenofobii, który ze strachu przed społecznymi dołami kontestuje wszelkie wysiłki zmierzające do zmniejszania nierówności czy do aktywnej walki z wykluczeniem.“

(http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,161770,23016402,wos-antypis-to-skrajna-konserwa-zrobia-wszystko-zeby-dac.html#Z_MT2

    Większość jego argumentów nie trafia celu. Nie zauważa, że dla Pislandera nie mają znaczenia argumenty racjonalne, natomiast główną wartość ma propagandowo wzbudzane poczucie zagrożenia i lęki. Towarzyszy im  dążenie do redukcji jakiegokolwiek ryzyka związanego z przemianami otaczającej ich rzeczywistości społecznej i lęki przed każdą formą niepewności, jaką niesie dynamika  przemian społeczno-ekonomicznych i cywilizacyjnych. Dołącza się tutaj również mało krytyczne przekonanie o słuszności działań władzy (i Prezesa). Rezultatem jest rezygnacja z wolności samostanowienia o sobie i resentymenty skierowane przeciwko wszystkim „nie-piso-myślnym”.

    Jeśli antypislanderyzm jest, jak pisze  Rafał Woś, konserwatyzmem, wówczas konserwatyzmem i ksenofobią jest krytyka populizmu. Czy to oznacza, że pożądana  antykonserwatywna modernizacja musi być pislanderska i populistyczna? Modernizacja i pislanderyzm to oksymoron.  [Pojawia się przekorne pytanie: Jak zareaguje Rafał Woś, gdy do niego przyjdzie pislanderski aktywista i zacznie od niego żądać pisania artykułów, felietonów oraz blogowania w sposób „piso-myślny“?].

    Tylko w jednym Woś ma rację – w krytyce antypislanderskiej opozycji, która rzeczywiście robi niewiele. Zarzut słuszny, gdyż ewentualne prawie nieistniejące argumenty i programy opozycji (z jej winy zresztą) nie mają w tej chwili konkretnego odbiorcy.  Opozycja nie potrafi go dokładnie określić i nie umie  zachęcić do aktywności.

    Adresatem nie jest i nie może być Pislander,  gdyż w jego mniemaniu tylko on posiada jedynie słuszny pogląd na świat i sprawy publiczne, a poza tym ma swojego Prezesa, który mu – w przypadku wątpliwości – powie, że on, Suweren, jest najmądrzejszym i jedynym prawdziwym patriotą. Wystarczyłoby, żeby red. Woś wszedł na forum dyskutantów choćby na piłkarskim portalu „Weszło”, na którym szczególnie dobitnie „produkują się” Pislanderzy, a rzucającym się w oczy wątkiem jest szowinistyczny i nacjonalistyczny hejt wobec oponentów. Podobnie taki produkt pislanderskiej mentalności obserwować można w głównym nurcie publicystycznym TVPałkarskiej z popisami Ziemkiewicza i Wolskiego, w słynnych „paskach” w Wiadomościach  tejże TV i innych  w audycjach oraz licznych wytworach Gazety Polskiej, Gazety Warszawskiej, Sieci itp. publikatorów.

   Bliższe rzeczywistości w  podejściu do zrozumienia fenomenu Pislanderów  (acz też z zastrzeżeniem dotyczącym szczupłości próby badawczej) jest stanowisko Macieja Gduli, który badał mieszkańców Miastka (zanonimizowane miasteczko na Mazowszu).           http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,161770,22985778,gdula-to-klasa-srednia-kocha-pis-i-mowi-panie- prezesie-prosze.html#Z_MT]

       W swoich badaniach metodą jakościową dochodzi do wniosku, że to wcale nie ta najniższa klasa społeczna, nad którą tak rozwodzi się Woś, najbardziej popiera PiS i jego działania w zakresie niszczenia praworządności i wolności obywatelskich, lecz klasa średnia, zwłaszcza jej niższa warstwa (o mentalności  drobnomieszczańskiej). Ta niższa warstwa, która stanowi tę kategorię ludzi, jest określana w przez Ortegę  y Gasseta mianem masy. Tę warstwę klasy średniej Gdula ironicznie określa mianem kontrabasistów. Kontrabasy są istotnymi instrumentami orkiestry symfonicznej, ale rzadko są solistami. Natomiast w Polsce ta niższa klasa średnia najbardziej zachęca PiS do walki z tzw. „elitami“ i najbardziej lekceważy  państwo prawa i wolności konstytucyjne. Mniej zaangażowana w poparcie PiS-u jest tzw. klasa ludowa. Tworzą ją  ludzie pracujący fizycznie i w prostych usługach: budowlańcy, fryzjerki, mechanicy, kasjerki. Popierają rozwiązania socjalne PiS-u, ale w sprawach światopoglądowych i politycznych zachowują dystans lub co najmniej sceptycyzm.

   Niższa klasa średnia („kontrabasy“)  opowiada o swoim życiu jako o umiarkowanym sukcesie. „Radzę sobie”. Owszem, praca bywa ciężka, zarobki mogłyby być wyższe, ale jednocześnie rzadko w tych opowieściach pojawiało się poczucie rozgoryczenia. „Dziś żyje się w miarę dobrze, kiedyś było znacznie trudniej”.  Popiera PiS z dwu powodów;  (1) Bo jest dobrze, ale powinno być jeszcze lepiej. 500 plus się należy, dawno tak powinno być; (2) Dotychczasowe elity nam tego nie dały, dlatego czują się wywyższeni z jednej strony nad zdegenerowane elity, a z drugiej strony nad słabszych – uchodźców i „patologię”.  Niższa klasa średnia dostaje od swojej partii  coś, co można nazwać wzrostem poczucia mocy.

    W niechęci do elit wcale nie przoduje klasa ludowa. „Jesteśmy zwykłymi ludźmi” – mówią o sobie i uważają, że to jest w porządku. „Niech tam sobie będą te elity, nam to nie przeszkadza, ale niech pamiętają o nas”. Natomiast przedstawiciele klasy średniej szczerze elit nienawidzą: „Trzeba te skorumpowane elity wyrzucić na śmietnik”„Ta małomiasteczkowa klasa średnia chce więcej znaczyć. Tych ludzi nie można określić mianem wielkich wygranych polskiej transformacji, ale też nie można powiedzieć, że są przegrani. Wchodzą w antyelitarną narrację PiS-u i mogą się dzięki temu podpompować. Mają ochotę na większy kawałek tortu.”.                                                                                                  Konkluzja Macieja Gduli: Wyborcy PiS-u z klasy średniej popierają swoją partię bez zastrzeżeń. Chwalą wszystkie działania rządu, nie ma tu niuansowania, że coś jest dobrze, a coś źle. Ta klasa jest bezkrytyczna, natomiast klasa ludowa pokazuje pewien rodzaj dystansu, takiego zdrowego chłopskiego rozumu. Mówi: „Przyglądamy się, głupi nie jesteśmy”.

   Rozwalanie sądownictwa silniej popiera klasa średnia – i to zdecydowanie – niż prości ludzie.  Wyborcy PiS-u z klasy ludowej mają dużo bardziej zniuansowane poglądy w tej sprawie: „Do końca nie wiem, jak jest z tymi sądami, to skomplikowane. Pewnie dobrze robią, ale cholera ich wie”. A wyborcy z klasy średniej: „Świetnie, że się do sądów zabrali. Powinni działać jeszcze bardziej zdecydowanie”.  Przemoc symboliczna, a gdy zajdzie potrzeba – instytucjonalna – nie jest przez nich wykluczona z repertuaru środków działania. Jest wola działania w imię tej masy i dla jej intersu, a w szczególnie ważkich okolicznościach (np. przegrywane wybory) znajdzie się też moc. Tak jak w sytuacji, której gloryfikacji poświęcony był film Leni Riefenstahl „Wola mocy.”

 PiS w wyborach nie obiecywało likwidacji Trybunału Konstytucyjnego, zawłaszczenia mediów publicznych ani reformy sądów polegającej na tym, że politycy będą powoływać zależnych sędziów. Gdyby wystąpiło z takim programem, nie miałoby szans. A jednak potem tak się stało i ludzie to zaakceptowali. Bo Kaczyński potrafi kształtować swoich wyborców, ma ogromną moc kulturotwórczą.  Klasa średnia (Pislanderzy) czuje dumę z PiS-u.

  W zdroworozsądkowym myśleniu klasy ludowej są szczeliny, w które można wcisnąć stopę i uchylić drzwi dla  demokracji. W przypadku klasy średniej jest to dużo trudniejsze. Ze wzrostem wykształcenia wcale nie wzrastają kompetencje polityczne. Dlatego nie można tak bardzo ufać wykształceniu. Słabiej wyedukowana klasa ludowa ma predyspozycje, które są ważnym zasobem demokracji i daje coś ważnego  społeczeństwu jako wspólnocie.

   Ta analiza Gduli bardziej brzmi realistycznie z socjologicznej perspektywy, niż ciągłe użalanie się nad tzw. ofiarami transformacji (Woś, Razem), które w dużej mierze dokonały świadomego (i wcale nie bezinteresownego) wyboru i oczekują wsparcia od społeczeństwa i władzy, ale same niczego ze swojej strony nie oferują („od nas niczego nie wymagajcie“), niczego nie chcą dać innym. Chcą solidarności dla siebie, ale w stosunku do innych cechuje ich egoizm. Przykładem – postawa owych „ofiar” wobec uchodźców i imigrantów pracujących w Polsce.

  Dla lepszego zrozumienia całego chaosu mentalnego, jaki panuje w PiS-landii, wskazany jest powrót  (lub zachęta) do lektury pism Jose Ortegi i Gasseta: „Buntu mas“, „Człowieka i ludzi“, „Rozmyślań o Europie“ i „Rozmyślań o technice“. Podejrzewam, że Rafał Woś zapomniał, jak człowiek masowy (czyli to, co jest istotnym elementem osobowości Pislandera-populisty) został tam scharakteryzowany  – zarówno w jego fazie prefaszystowskiej i faszystowskiej oraz bolszewickiej. Pislander jest kolejną mutacją „człowieka masowego”.

     Powtórna lektura przywołanych prac pokazuje  ich aktualność. Przenikliwość autora rozważań sprzed 80 lat  jest niezaprzeczalna. (Cytaty są  zaznaczone kursywą, a nazwisko autora podaję najczęściej jako skrót OyG)

II. Człowiek masowy wg OyG i Pislanderzy

  Mentalny i praktyczny pislanderyzm bierze się stąd, że omawiana wcześniej niższa klasa średnia prezentuje wszystkie cechy takiego zjawiska w rozwoju społecznej mentalności, jakim był i jest populizm –tak w pierwszych dekadach XX wieku jak i obecnie. Zmieniły się okoliczności technologiczno-cywilizacyjne, ale mentalność pozostała.

a] Masy i mniejszości

    Punkt wyjścia stanowi tutaj kategoria mas. OyG stwierdza, że społeczeństwo jest zawsze dynamicznym połączeniem dwu czynników: mniejszości i mas. Uważa on, że masy można zdefiniować jako zjawisko psychologiczne i że masą nie musi to być koniecznie tłum złożony z indywidualnych jednostek. Według niego masę stanowią ci wszyscy, którzy nie przypisują sobie jakichś szczególnych wartości – w dobrym czy złym tego słowa znaczeniu – lecz czują się „tacy sami jak wszyscy” i wcale nad tym nie boleją, przeciwnie, znajdują zadowolenie w tym, że są tacy sami jak inni. Właśnie z tego traktowania siebie jako takich, jak wszyscy inni, wynikają roszczenia do tego, aby zająć miejsce mniejszości czyli elity. Masowość zatem bazuje na kulcie przeciętności, bycia takim, jak wszyscy inni – na starcie jak i na mecie. Masowość absolutyzuje równość efektów końcowych.

    Podział społeczeństwa na masę i wybrane mniejszości nie jest zatem podziałem na klasy społeczne, lecz na klasy ludzi i nie można go łączyć z podziałem na klasy wyższe i niższe.” „…dokładnie rzecz biorąc, w łonie każdej klasy społecznej istnieje masa i autentyczna mniejszość.” Jest tutaj wyraźna różnica między pojęciami „klasa społeczna“ i „klasa ludzi“. OyG zauważa, że w dziedzinie życia intelektualnego dokonuje się stały wzrost znaczenia pseudointelektualistów, niedouczonych, nie będących w stanie osiągnąć należytych kwalifikacji, którzy z natury rzeczy powinni być w tej dziedzinie zdyskwalifikowani. Niewątpliwie można tę opinię odnieść do współczesnych polityków, bardziej może do polskich i brytyjskich (tych od brexitu) niż do polityków z innych krajów. Choć kto wie, może tam lepiej się maskują. Dodać tu też można część dziennikarzy, tych, których można nazwać churnalistami (od wytwarzania presji emocjonalnej).

    Obecnie jesteśmy świadkami triumfu hiperdemokracji (czyli wszechwładzy  „suwerena”), w ramach której masy działają bezpośrednio, nie zważając na normy prawne, za pomocą nacisku fizycznego i materialnego, narzucając wszystkim swoje aspiracje i upodobania. Suweren tak chce, więc liczy się moc jego woli. To przeświadczenie stanowi analogon średniowiecznego zawołania „Bóg tak chce”. Ale nie tylko w polityce – w kulturze i sztuce również. Mamy do czynienia z zalewem swoistego disco polo w różnych obszarach życia PiS-landii.

     OyG ma rację stwierdzając: dla człowieka masowego być innym to znaczy być nieprzyzwoitym. Masa jest i chce być inna niż różna od niej mniejszość  i dlatego miażdży na swojej drodze wszystko to, co inne, indywidualne, szczególne i nietypowe. Ale to oznacza, że rządy mas muszą opierać się na ksenofobii, a klasa kontrabasistów – wedle określenia Gduli – musi chcieć być solistą i jednocześnie całą orkiestrą.

b] Masy i media

    Historycznie rzecz biorąc populizm w jego skrajnej postaci jest (może nie do końca oczekiwanym) rezultatem działań mających na celu upowszechnienie wolności i demokracji. Zwraca na to uwagę OyG mówiąc o reformatorach: Pragnęli, by każdy przeciętny człowiek poczuł się panem. No to nie powinni się teraz dziwić, że zachowuje się po pańsku, że żąda dla siebie udziału we wszystkich przyjemnościach, że z pełnym zdecydowaniem narzuca innym swoją wolę, że odrzuca wszelką służalczość, że nikogo się nie słucha, że dba o swoje interesy i o swój wolny czas,…..”. Te roszczenia mas wynikają z faktu szybkiego podniesienia się poziomu życia związanego z upowszechnieniem edukacji (nawet jeśli ona ma charakter powierzchowny) oraz ze wzrostu poziomu życia.

 Populizm i panowanie mas są symptomami bardziej ogólnego zjawiska, zadziwiającego i trudno wyobrażalnego – zwłaszcza dla wielu dotąd  częściowo zamkniętych i izolowanych odłamów społeczeństwa. Te symptomy to globalizacja i rozwój nowych technologii we wszystkich lub prawie wszystkich dziedzinach życia. Najważniejszy jednak wydaje się być rozwój technologii komunikacji przestrzennej (łatwość przemieszczania się) oraz komunikacji informacyjnej lub takiej, która chce za takową uchodzić i ruguje bardziej tradycyjne formy przenoszenia wiedzy, idei, opinii i postaw. Ta łatwość komunikowania i przemieszczania na ogół obejmuje tylko powierzchnię zjawisk ważnych dla ludzkiej egzystencji

  Przy analizie porównawczej charakterystyk OyG i dzisiejszego populizmu nie można zapomnieć o różnicy, jaką wytwarzają nowe technologie komunikacyjne i media społecznościowe. Osiemdziesiąt lat temu też dokonywał się skok jakościowy w obrębie środków przekazu, ale instrumentem tego skoku była prasa popularna i radio. Dzisiaj mamy do czynienia z internetem – znacznie potężniejszym środkiem przekazu i oddziaływania ze względu na swoją strukturę. W epoce OyG musiało  upłynąć  jednak trochę czasu między zdarzeniem a upowszechnieniem informacji o nim i wywołaniem emocjonalnego poruszenia i/lub wzburzenia. Dzisiaj wszystko to zachodzi w tempie flash i powoduje flash mobilizację. Wówczas było więcej czasu na jakąś, choćby uproszczoną, refleksję, dzisiaj tego czasu już nie ma. Dodać też warto pojawienie się tendencji medialnej, którą Thomas Patterson nazywa „infotainmentem“ czyli skłonnością do traktowania każdej informacji jako źródła ekscytacji.

    Treścią życia przeciętnego człowieka jest obecnie cały glob. 80 lat temu zauważył to zjawisko OyG, a dzisiaj obserwujemy kolejny jego wzrost o charakterze wykładniczym. Każda  jednostka może żyć i często żyje życiem całego świata, lecz jej umysł i jej zdolności percepcyjne nie są w stanie w pełni tego przyswoić i przetworzyć. Konsekwencją tej mentalnej bariery jest ucieczka do znacznie zawężonych układów społecznych i do bardzo przefiltrowanego zasobu informacji i wiedzy. W efekcie nowe media (społecznościowe w nazwie) wytwarzają bańkę informacyjną oraz interakcyjną faktycznie odspołeczniając ludzi, czyniąc ich wzajemne relacje bardzo płytkimi i powierzchownymi. Ta powierzchowność i płytkość wpływa na jakość wiedzy o świecie i czyni podatnym na wszelakiego rodzaju manipulacje, fake-newsy, fałszywki. Emocje pozostają silne, a hamulce refleksyjności i moralności słabną. Globalna wioska, którą kilkadziesiąt lat temu straszył MacLuhan, okazuje się być fejsbukowym zaściankiem, a nawet zadupiem. Współczesny użytkownik mediów społecznościowych,  mimo tego, iż dysponuje większą ilością środków i większym dostępem do  informacji, większymi niż kiedykolwiek przedtem możliwościami technicznymi, posuwa się naprzód w sposób najbardziej prymitywny, po prostu bezwolnie dryfując.

    Za czasów OyG masy (czyli populiści wszelakiej maści) dryfowali w obszarach ówczesnej rzeczywistości, i to samo ma miejsce dzisiaj – w dobie internetu i świata otwartego we wszelkich kierunkach. Dzisiaj jednak głównie dryfują w świecie wirtualnym – wspomnianych baniek informacyjnych, fake-newsów, memów i flash-mobów. Populizm sam w sobie jest bowiem  niereformowalny. Nawet tam, gdzie wydaje się, że sięga po nowe sposoby wyrażania swoich dążeń i aspiracji, dokonuje jedynie kosmetyki (i to pobieżnej) dawnych instrumentów i środków. Ostatecznie post-truth hejtera lub trolla stanowi tylko nową postać  kłamstwa, choć upowszechnia się szybciej niż w przeszłości. Nie powinna zatem dziwić ponowna erupcja starych recept i terapii: radykalnego nacjonalizmu i antysemityzmu, rasizmu, ksenofobii, fundamentalizmu i innych tego typu roszczeń i zachowań. Pislanderzy są w sprawach społecznych ignorantami, a manipulatorzy ich wyobrażeniami  mają ograniczone horyzonty mentalne.

    Populista, gdy już zdobędzie władzę na jakimś terytorium (rzeczywistym lub wirtualnym),  zaczyna straszliwie tępić ludzi inaczej niż on myślących i manifestujących swoje poglądy. Tak było w Niemczech nazistowskich, gdzie naziści siłą narzucali swoją wizję świata, tak jest w PiS-landii. Dzieje się tak, ponieważ – twierdzi OyG – „…decyduje człowiek pospolity jako taki….człowiek pospolity, uprzednio kierowany, postanowił sam rządzić światem. [….] …1) cechuje go wrodzone i głęboko zakorzenione przekonanie o tym, że życie jest łatwe, dostatnie i pozbawione jakichkolwiek tragicznych ograniczeń; ….2) skłania go do afirmacji siebie samego takim, jaki jest, i uznawania własnych treści  moralnych i intelektualnych za w pełni doskonałe.[….]3) wtrąca się do wszystkiego, narzucając wszystkim swoje  pospolite przekonania, a czyni to bezceremonialnie, bez żadnych wahań czy względów na innych,…”

    Tak jak w Niemczech białe róże (wtedy rodzeństwa Schollów),  tak i w PiS-landii (casus Obywateli RP) stały się znienawidzonym przez władzę symbolem oporu społecznego. Władze PiS-landii (podobnie jak w nazistowskich Niemczech) gdyby mogły – zlikwidowałyby pluralizm opinii i przekazu pod kamuflażem repolonizacji mediów i chciałyby cenzurować media i ludzi za „nie-piso-myślne opinie“.Preteksty zawsze można znaleźć, zgodnie z maksymą Józefa Wissarionowicza: „dajcie mi człowieka, a znajdzie się paragraf  na niego“. Nie można karać za krytykę i kpiny z „Naczelnika Państwa”, zatem na aktorkę wrocławskiego teatru lalkowego znaleziono argument w postaci „naruszenia praw autorskich“ z powodu logo TVP.

  Liczba szykan wobec działań  „nie-piso-myślnych“ gwałtownie rośnie. Zaoczne wyroki ma już 226 osób, a w ciągu miesiąca przybyło sto spraw przeciwko tym, którzy demonstrują w obronie demokracji.. Frasyniuk był następny w kolejce. Chroni się maszerujących z pochodniami faszystów z ONR niosących ksenofobiczne hasła, protestujących zaś przeciwko marszowi się karze jak za czyny zabronione. Taki również jest polityczny kontekst nowelizacji ustawy o IPN, który stopniowo staje się instytutem propagandy nienawiści do wszystkiego, co jest krytyczne wobec idei Polski jako Mesjasza narodów. Post-prawda Pislanderów jest „prawdziwsza” niż prawda udokumentowana w badaniach historycznych.

c] Masy i chaos działania

 Charakteryzując człowieka masowego (tj. populistę) autor „Buntu mas“  stwierdza, że przed buntem mas, w ramach demokracji parlamentarnej, masy nie podejmowały decyzji (poza wyborczymi) w konkretnych kwestiach, lecz przyłączały się do decyzji podejmowanych przez jakąś mniejszość (parlamentarną lub samorządową). Tam, gdzie masy opanowały władzę, żyje się z dnia na dzień bez programu na przyszłość.  Rządząca masa nie ma żadnego całościowego programu, co najwyżej dąży do likwidacji wszelkiej opozycji.

    Rządy mas to ciągły stan okoliczności nadzwyczajnych, a rządzenie polega na unikania rozwiązywania konfliktów. Ich rządy polegają na chaotycznym reagowaniu na sytuację i nic poza tym. Zamiast zapobiegać kryzysom i konfliktom i ewentualnie przygotować się na ich wystąpienie, władza jedynie chaotycznie reaguje nie mając przy tym pomysłu na odtworzenie tego, co się utraciło na skutek ich wywołania lub wystąpienia. Przykładem jaskrawym jest sytuacja z nowelizacją ustawy o IPN, a  za PO w 2012 r.  – przy kryzysie związanym z początkowym (i niekonsultowanym ze społeczeństwem) przyjęciem dyrektywy ACTA  (pod naciskiem USA) zmieniającej prawa regulujące internet.

 Rząd mas pisowskich oznacza życie i działalność chaotyczną, faktycznie nieplanową i opartą na „dojutrkostwie” i reaktywności na problemy stworzone przez samych siebie, ale także mnożenie konfliktów i wrogów. Bez tych ostatnich populiści nie potrafią prowadzić polityki i nie potrafią sformułować całościowej wizji rozwoju (cząstkowe, fragmentaryczne programy mogą posiadać, ale często są one na wzajemnym kursie kolizyjnym). Dlatego mamy napięte stosunki polityczne i dyplomatyczne ze wszystkimi graniczącymi z PiS-landią sąsiadami, z wyjątkiem Bałtyku, który działa wedle reguł przyrody niepodlegających Pislanderowi..

   Władza nie dąży do ich [konfliktów – TB] rozwiązywania, lecz od nich ucieka, posługując się dla ich chwilowego zażegania wszystkimi dostępnymi środkami, nie zważając nawet na to, że ich użycie może już w niedalekiej przyszłości zrodzić jeszcze poważniejsze konflikty. Tak zawsze wygląda bezpośrednia Władza publiczna mas – jest zarazem wszechwładna i efemeryczna.. Człowiek masowy to człowiek, którego życie nie ma wytkniętego celu, a on sam bezwładnie i bezwolnie dryfuje.” „Człowiek masowy nie stoi nogami na twardym i niewzruszonym podłożu swego przeznaczenia, lecz woli raczej fikcyjną egzystencję, zawieszony w przestworzach.” Przestworzach  mitologii narodowej – noża wbitego w plecy w Niemczech weimarskich, mesjanizmu i bezgrzeszności narodu w PiS-landii.

III. Osobowość człowieka masowego i hermetyczna osobowość Pislandera.

    Podejmując próbę charakterystyki osobowości człowieka masowego OyG stawia pytanie:

   „Jaki więc jest zatem ów człowiek masowy, który zdominował dziś życie publiczne – zarówno polityczne, jak i pozapolityczne?”

    I udziela odpowiedzi stopniowo, jako że kwestii tej nie da się przedstawić przy pomocy jednego stwierdzenia.

      1)„…horyzont ekonomiczny przeciętnego człowieka z jakiejkolwiek klasy społecznej stawał się z dnia na dzień coraz szerszy i jaśniejszy. […] Z każdym dniem jego pozycja zyskiwała na pewności i coraz większej niezależności od cudzej woli i decyzji.”

  2)„ Do łatwości i pewności ekonomicznej należy jeszcze dodać fizyczną: komfort i porządek publiczny. Życie toczy się po wygodnej drodze i wydaje się mało prawdopodobne,, by miały je zakłócić jakieś gwałtowne i niebezpieczne wstrząsy.”   

   3) „…współczesnemu człowiekowi życie we wszystkich jego podstawowych i najbardziej istotnych dziedzinach jawi się jako pozbawione trudności i problemów.”                              

    4) „Od drugiej połowy XIX wieku nie stoją już przed zwykłym człowiekiem żadne bariery społeczne. To znaczy, że również w formach życia publicznego nie napotyka żadnych ograniczeń  czy przeszkód.”   

  5) „Nigdy w ciągu dziejów nie znajdował się człowiek w okolicznościach życiowych podobnych choć z grubsza do tych, jakie powyżej opisano. Mamy więc do czynienia z zapoczątkowaną w XIX wieku, radykalną zmianą kondycji ludzkiej.”       

   6) „Trzy czynniki sprawiły, iż stworzenie nowego świata stało się możliwe: liberalna demokracja, badania naukowe i industrializacja. Dwa ostatnie można streścić w jednym słowie – technika.”

    Zarówno pytanie jak i odpowiedzi są aktualne i dzisiaj w odniesieniu do człowieka plemiennego czyli z sekty wyznawców pislandzkiego poglądu, a nie z grona świadomych obywateli.

 Wszystkie przytaczane przez Ortegę cechy (od 1 do 6) odnoszą się do mentalności i sposobu myślenia człowieka masowego w Europie Zachodniej. Odpowiedzi 3 -6 szczególnie odnoszą się do każdej społeczności, która za wszelką cenę  dąży do unikania niepewności, jak w PiS-landii.

  Dalej OyG: W diagram psychologiczny współczesnego człowieka masowego możemy więc wpisać dwie podstawowe cechy: swobodną ekspansję życiowych żądań i potrzeb, w szczególności w odniesieniu do własnej osoby, oraz silnie zakorzeniony brak poczucia wdzięczności dla tych, którzy owo wygodne życie umożliwili. Obie te cechy są charakterystyczne dla psychiki rozpuszczonego dziecka.”  „Owe rozpuszczone masy są wystarczająco mało inteligentne, by wierzyć, by cała ta materialna i społeczna organizacji, będąca jak powietrze do ich dyspozycji, jest tego samego pochodzenia co i ono i chociaż czasem także zawodzi, to jednak wydaje się prawie tak doskonała, jak gdyby była dziełem natury.”

    Absolutność i absolutyzm żądań oraz ich infantylizm – to są również główne cechy psychologiczne światopoglądu PiS-landerów.

    OyG charakteryzując osobowość człowieka masowego czyli populisty wskazuje na takie jej istotne cechy jak kapryśność, niestałość i zmienność nastawień. O tej ostatniej powiada tak: Podstawową tkankę duszy człowieka masowego stanowi hermetyzm i niesforność, bo od samego urodzenia niezdolny jest do uznawania autorytetu zewnętrznego w postaci osób lub czynów. Chciałby iść za kimś, ale nie potrafi. [….] …nie należy się łudzić, że przeciętny stojący u władzy człowiek, niezależnie od tego, jak podniósł się jego poziom życiowy w porównaniu z ludźmi innych epok, potrafi sam kierować procesem cywilizacyjnym.” I dodaje ważne rozwinięcie tej myśli: „…niesforność polityczna nie byłaby sprawą tak poważną, gdyby nie wynikała z głębszej i bardziej istotnej niesforności intelektualnej i moralnej.

    Owa niesforność i hermetyzm (ignorancja) oznaczają zamknięcie się na wiedzę i doświadczenie i prowadzą do wrogości wobec tych, którzy mają czelność wiedzieć cokolwiek więcej na temat np. obcych kultur, innych narodów i społeczeństw. Hermetyczność czyli zamknięcie się w bańce własnych mniemań, poglądów i opinii. Ale również wrogość do tych, którzy ze względu na swoje osiągnięcia i dokonania (w różnych obszarach życia) są lub mogą być autorytetami. Słowo „autorytet“ działa na człowieka masowego tak samo, jak płachta na byka.

   Hermetyzm ten sprawia też, że populiści stają się stosunkowo łatwym obiektem manipulacji propagandowo sprawnych demagogów polityczno-partyjnych, tych, którzy instrumentalnie posługują się hasłami antyelitarności i „śmierci autorytetów“. Oczywiście, w pierwszej kolejność chodzi o antyelitarność i śmierć symboliczną w świecie wirtualnym, choć – jak dowodzi tego Arjun Appadurai – łatwo może ona zmienić się w zbiór działań w świecie niewirtualnym. Od słów hejtu do czynów pogromu droga jest niezbyt długa. Analiza hejtu internetowego dowodzi, że ten zabieg na świadomości jest skuteczny, czego przykładem  jest zmiana nastawień i opinii wobec uchodźców oraz cudzoziemców i imigrantów.

    Podobnie rzecz się ma  z (re)animacją mesjanistycznych mitologii związanych z II wojną światową, a także z aktywacją ukrytego antysemityzmu – co szczególnie jaskrawo widać w Polsce od 2015 r.  Ta  hermetyczność na wiedzę rodzi nie tylko antyelitaryzm i resentymenty, ale prowadzi też do zaniku empatii i solidarności z ludźmi pokrzywdzonymi przez wojny  i przez politykę. Wywołuje amnezję historyczną dotyczącą losu kilkuset tysięcy Polaków opuszczających kraj w latach osiemdziesiątych i znajdujących na ogół życzliwe wsparcie w krajach ościennych.

     Autor „Buntu mas“ dochodzi do następujących konkluzji: „…wystarczyło, że świat i życie stanęły w całej okazałości przed człowiekiem poślednim, by dusza jego zaskorupiła się w sobie. […] „Człowiek, który przypisuje sobie prawo posiadania własnego zdania na jakiś temat, nie zadając sobie uprzednio trudu, by go przemyśleć, jest doskonałym przykładem owego niezmiennego i absurdalnego sposobu bycia człowiekiem, który nazwałem „zbuntowaną masą”. To właśnie znaczy mieć duszę hermetycznie zamkniętą. W tym wypadku chodzi o hermetyczność intelektualną. Dany osobnik poruszając się wśród pewnego zbioru idei, który w sobie nosi, zadawala się nimi, uznając się zarazem za intelektualnie dojrzałego i pełnego.” „Człowieka mądrego ciągle gnębi obawa o to, ze by nie zgłupieć, i dlatego podejmuje wysiłki, by umknąć owej nieustannie grożącej głupocie i na tym właśnie polega inteligencja. Natomiast głupiec nie żywi względem siebie żadnych obaw, czuje się najmądrzejszy na świecie i stąd się bierze ów godny pozazdroszczenia spokój, z jakim dureń rozsiada się wygodnie w swojej własnej głupocie.”

   OyG nie uważa jednak, aby człowiek masowy (populista) był, głupi i nierozumny. I 80 lat temu i obecnie człowiek masowy był i  jest lepiej  (przynajmniej formalnie) wyedukowany i na ogół ma lepsze szanse orientowania się w świecie niż ludzie z poprzednich epok. Nie korzysta z tych szans, gdyż nadal jest w warstwie intelektualnej zamknięty. Hermetyczność jego umysłu (czyli bezkrytyczne zadufanie wobec siebie i swoich zasobów intelektualno-informacyjnych) skłania go do jeszcze bardziej szczelnego zamknięcia się w sobie. „Raz na zawsze uznaje za święty zbiór komunałów, szczątków idei, przesądów czy po prostu pustych słów, które za sprawą przypadku nagromadził w swoim wnętrzu, by potem ze śmiałością, którą wytłumaczyć można tylko naiwnym prostactwem, narzucać je innym.”

   W ten sposób człowiek masowy  staje się pełen  ignorancji i prostactwa. Dlatego  „…dzisiaj przeciętny człowiek ma bardziej taksujące „idee” na temat tego, co się we wszechświecie dzieje i co się dziać powinno. Po co słuchać innych, skoro wszystko, czego potrzeba, ma się już we własnym wnętrzu? Teraz już nie czas na słuchanie, a wręcz przeciwnie, na sądzenie, wyrokowanie, rozstrzyganie.“

  Tymi właściwościami człowieka masowego żywi się populizm. Słuchanie cudzych argumentów nie jest w modzie, a tym bardziej nie jest modne i aprobowane (przez większość „ludzi masowych“) czytanie i krytyczne odnoszenie się do swoich źródeł informacji – tak publicznych, jak i tych bardziej sprywatyzowanych w ramach mediów społecznościowych. 80 proc. studentów amerykańskich i tyleż samo polskich posiada bezkrytyczne zaufanie do informacji wydobytych z internetu.

     OyG podkreśla, że populista „…żąda praw do pospolitości czy wręcz domaga się tego, by pospolitość stała się prawem.” „Pod postacią syndykalisty czy faszysty, po raz pierwszy w Europie, pojawia się typ człowieka, który nie chce drugiemu przyznać racji, ani nie pragnie sam mieć racji, lecz po prostu jest zdecydowany narzucić swoje poglądy innym.

   Gdy termin „syndykalista” zastąpimy populistą, termin „faszysta” zaś terminem „radykalny nacjonalista“ lub „fundamentalista-integrysta społeczny“ – otrzymujemy charakterystykę sytuacji mentalnej drugiej dekady XXI wieku. Także w naszym kraju i nie tylko odnoszącą się do forów internetowych, lecz również do aktywistów tzw. mainstreamu.

    Mieć jakąś ideę, to wierzyć, iż posiada ona swe racje, a innymi słowy, wierzyć, iż istnieje jakiś rozum, jakiś świat zrozumiałych prawd. […] Ale człowiek masowy, podejmując dyskusję, czuje się od razu zagubiony i instynktownie odrzuca konieczność szanowania owej najwyższej instancji będącej poza nim. Dlatego „nowe” w Europie [i nie tylko na tym kontynencie – TB] to hasło „koniec z dyskusjami” i niechęć do wszelkich form współżycia, które same przez się powodują poszanowanie norm obiektywnych we wszystkich dziedzinach życia, począwszy od prywatnej rozmowy, poprzez naukę, aż do parlamentu.”

   Kiedy populiści czyli „…masy wkraczają w życie publiczne, to niezależnie od motywów, jakie nimi powodują, czynią to zawsze w formie „bezpośredniej akcji”. …] Całość współżycia ludzkiego dostała się pod panowanie nowego systemu odrzucającego wszelkie instancje pośrednie. W stosunkach międzyludzkich odrzucone zostało „dobre wychowanie”.”

    Bezpośrednią akcję już mamy – w postaci marszów  i patroli ONR oraz miesięcznic z pochodniami. Za przestrogę przed nimi kilka lat temu został niesłusznie wykpiony  Stefan Bratkowski – także przez kolegów dziennikarzy. Mamy też ataki na osoby o ciemniejszej karnacji skóry lub o przynależności do innej kultury lub religii – przy  dużej ( chyba nieprzypadkowej) bierności policji i prokuratury. A  w parlamencie Wersalu już nie mamy od czasów Leppera, zaś w PiS-landii de-wersalizacja osiąga szczyty.

     „Kiedy masa zaczyna działać samą przez się, czyni to w jeden tylko sposób, bo innego nie zna: linczuje”. Najpierw w przestrzeni wirtualnej i symbolicznej (poprzez hejt i trolling), później – w miarę możliwości – w przestrzeni realnej (oskarżenia, pomówienia i inne autorytarne metody odbierania wiarygodności).

IV. Naturalizacja egzystencji i prymitywizacja życia społecznego

     Do tego aktywizuje się u ludzi masowych taka wła społecznegościwość myślenia, jaką jest naturalizacja czyli uznanie za wytwór natury tego, co jest rezultatem cywilizacyjnego i technologicznego dorobku pokoleń. Efektem owej naturalizacji jest postawa roszczeniowości z jednej strony, a z drugiej – oczekiwanie stałej spełnialności owych roszczeń. „Należy się…”

    OyG:. „…świat, który zrodził współczesne masy, ma zupełnie nowe, nie znane dotąd oblicze. Podczas gdy w przeszłości dla zwyczajnego człowieka życie było jednym pasmem trudności, niebezpieczeństw, niedostatków, ograniczeń i uzależnienia, to ten nowy świat wydaje się obszarem praktycznie nieograniczonych możliwości, obszarem bezpiecznym, gdzie nikt nie jest uzależniony od nikogo. Duszę człowieka współczesnego kształtuje to pierwotne i niezmienne wrażenie, podobnie jak dusze ludzi z dawniejszych epok urabiało wrażenie odwrotne.”                  

   „…dla nowych mas owa pełna swoboda manewrów życiowych jest czymś stałym i naturalnym, pozbawionym szczególnych przyczyn. Żadna zewnętrzna siła nie zmusza ich do narzucania sobie jakiś ograniczeń, a tym bardziej do stałego liczenia się z istnieniem innych instancji, szczególnie instancji nadrzędnych.”   „Człowiek masowy nigdy nie odwołuje się do czynników zewnętrznych, o ile nie zostanie do tego gwałtownie zmuszony przez okoliczności.” 

 „Człowiek jest intelektualnie masowy wtedy, gdy postawiony wobec jakiegoś problemu zadowala się tymi myślami, które na ten temat przyjdą mu akurat do głowy. Człowiekiem wybitnym jest natomiast ten, kto nie zadowala się tym, co mu od razu, bez uprzedniego wysiłku, przyjdzie do głowy, lecz za godne siebie uznaje jedynie to, co go jeszcze przewyższa, a czego poznanie i zrozumienie wymaga zdwojonego wysiłku.”

    Osobowość człowieka masowego jest wykorzystywana i wzmacniana przez polityków populistycznych, tak przez Kaczyńskiego, jak przez Orbana czy Marine LePen.  Mamy tutaj do czynienia z sytuacją, w której intelektualnie przeciętna masowość jest przeciwstawiana  intelektualnej jednostkowej wybitności. Masowi politycy okazują się być Intelektualnie populistami (cynicznymi i oportunistycznymi lub – co jednak znacznie rzadsze – szczerymi).  Ale antyelitaryzm człowieka masowego i reprezentujących go polityków wcale nie otwiera drogi do  prawdziwego egalitaryzmu. Prowadzi jedynie do sytuacji, w której Nasi (czyli słuszni), zajmują miejsce Onych (niesłusznych).

    OyG zwraca uwagę na konsekwencje buntu mas (erupcji populizmu) i objęcia władzy przez człowieka masowego. „…bunt mas może być etapem przejściowym do nowej, z niczym nie porównywalnej organizacji ludzkości, ale może także okazać się dla ludzkości katastrofą.[…] …w ocenie bilansu naszego życia publicznego czynniki szkodliwe mają znaczną przewagę nad czynnikami korzystnymi, zwłaszcza gdy ….weźmiemy nie tyle chwilę obecną, ile to, co one zwiastują na przyszłość.” „…przewodnictwo społeczne dostało się obecnie w ręce ludzi, których nie interesują zasady cywilizacji.”

     „.…dominujący obecnie typ człowieka, to prymityw, to Naturmensch, który pojawił się wśród cywilizowanego świata. Świat jest cywilizowany, lecz nie są cywilizowani jego mieszkańcy: nie zdają sobie nawet sprawy z istnienia cywilizacji, po prostu używają jej tak, jak gdyby było to przyroda.”

   PiS-landzka „dobra zmiana” ma kilka liczących się osiągnięć w gospodarce i polityce społecznej. Generalnie jednak w zakresie kształtowania i rozwoju społeczeństwa obywatelskiego oraz swobód  i praw jednostki  oznacza ona  cofnięcie do PRL – konkretnie: późnego Gomułki. Niewątpliwie łamie te reguły cywilizacji, logiki i moralności, które się rozwinęły przed „dobrą zmianą“. Populizm „dobrej zmiany“ faktycznie prowadzi do prymitywizacji życia społecznego w Polsce w postaci wzrostu wielokrotnie wspominanych ksenofobii i  nacjonalizmu oraz zaniku empatii i tolerancji. W takich warunkach naturalizacji cywilizacji problematyczny staje się rozwój nauki i techniki.

     Autor „Buntu mas uważa, że Technika to w istocie rzeczy nauka, a nauka nie może istnieć, kiedy zabraknie zainteresowania nią samą. Stanie się tak, jeśli ludzie przestaną okazywać zapał do ogólnych zasad kultury.[…] Żyje się z techniką, ale nie z techniki.” I dodaje: „…mówiąc o technice, zapomina się o tym, że soki żywotne czerpie ona z nauk teoretycznych i że warunkiem jej postępu jest istnienie możliwości rozwoju tych właśnie nauk”. Pyta, czy nie jest paradoksem fakt, że człowiek masowy „..nie odczuwa spontanicznie, bez potrzeby żadnych kazań, najwyższego zapału do wspomnianych [tj. podstawowych oraz empirycznych-TB] nauk i do – zrodzonej przez nie – biologii?”

    Technika bazuje na kulturze i nauce. Dzisiaj również, a nie tylko w czasach  OyG,  masy nie życzą sobie nakładów na naukę. Technikę i technologię traktuje się jako coś oczywistego i należnego, jak słońce latem na plaży. Smartfony tak, nakłady na fizykę i matematykę – nie!!

     Ostrzegawczo brzmią słowa: „Szczęśliwi ci, którzy wierzą, że jeśli Europa zginie,  to rozwój nauki będą mogli kontynuować Amerykanie!” 

    Pislanderzy w większości też sądzą, że naukę niech ratują i rozwijają inni (np. Chińczycy), a my skorzystamy z dorobku owych innych i przy okazji zaoszczędzimy środki na kolejne roszczenia człowieka masowego, któremu się należy wszystko to, co jest w dyspozycji wstrętnych „elit”.  Dodatkowo z tą opinią wiąże się myśl,  że również demokrację i praworządność ocali Unia Europejska. Następuje powrót do sytuacji z końcówki lat 80., kiedy panowało przekonanie o dwu możliwościach stojących przed naszym krajem:  w pierwszej cudownej – wszyscy podwijają rękawy, zabierają się do pracy i rozwiązują problemy, w drugiej normalnej – Archanioł Gabriel lub inny święty schodzi z nieba  i rozwiązuje problemy za nas i w naszym interesie, a my możemy czekać z założonymi rękoma krytykując i popędzając go.

     Przenikliwa jest uwaga, że to człowiek masowy – zarówno zwykły obywatel, jak i polityk – stanowią główne niebezpieczeństwo dla cywilizacji opartej na refleksji i zagrożenie dla nowoczesnych technologii.

  „Obecnie zawodzi człowiek, nie nadążając za rozwojem własnej cywilizacji. Z przykrością słucha się wypowiedzi ludzi stosunkowo kulturalnych i wykształconych na najbardziej istotne tematy dnia dzisiejszego. Sprawiają wrażenie wiejskich parobków, którzy grubymi i niezgrabnymi paluchami starają się uchwycić leżącą na stole igłę.  I tak na przykład omawiając tematy polityczne i społeczne posługują się prymitywnymi pojęciami sprzed dwustu lat, które dotyczyły sytuacji dwieście razy mniej skomplikowanych.”

   Tak jakby słyszał lub czytał wywody części polskich dziennikarzy tzw. niezależnych ale i mainstreamowych  oraz dużego odłamu polityków (PiS-u,  Kukiza-15, Solidarnej Polski itp.). Cóż, swój (człowiek masowy) ciągnie do swojego odpowiednika. Człowiek taki nie dorasta do własnej cywilizacji, lecz wszystkimi dostępnymi środkami –  zmierza do zniszczenia „nie-piso-myślnych“.

V. Populizm i polityka historyczna

  Zdaniem Ortegi y Gasseta „Rozwinięta cywilizacja, to nic innego jak nagromadzenie się trudnych i zawiłych problemów. Dlatego też im większy jest jej postęp, w tym większym znajduje się ona niebezpieczeństwie. Życie jest coraz lepsze, ale nie ulega wątpliwości, że jest ono też coraz bardziej skomplikowane. Oczywiście, większemu komplikowaniu się problemów towarzyszy doskonalenie się środków potrzebnych do ich rozwiązywania. Jest jednak rzeczą konieczną, by każde nowe pokolenie przyswajało sobie umiejętność stosowania tych nowych, udoskonalonych środków. Jednym z nich – ….- nieodłącznie związanym z postępem cywilizacji, jest świadomość pozostającej za plecami przeszłości, posiadanie wielkiego doświadczenia; krótko mówiąc – historia. Wiedza historyczna jest jedną z pierwszorzędnych technik zachowywania i kontynuowania rozwiniętej cywilizacji.”

         Wiedza, technologie oraz historia są warunkami zachowania i kontynuacji cywilizacji. Błąd neoliberałów (PO)  i wcześniej lewicy polegał na zlekceważeniu sfery wartości historycznych (zgodnie z  idiotycznym sloganem Fukuyamy o „końcu historii”). Jeszcze bardziej niebezpieczne okazało się oddanie edukacji historycznej kościołowi i prawicy.  Błędem zaś kościelno-prawicowych edukatorów była i  jest próba zamrożenia tej wiedzy na poziomie mesjanistycznych mitologii XIX wieku i megalomańskich urojeń.

    I coś do ogródka mentalności rządzących PiS-landią: ...obecnie przywódca …. ma znacznie mniejszą wiedzę historyczną niż ten w XVIII, a nawet XVII wieku.”                                                                                                                                    

     Rzeczywiście – intelektualnie i emocjonalnie władza pislandzka nie przerobiła jeszcze wieku XVI  – wieku imperialnych szans Jagiellonów. A premier (z wykształcenia historyk) 38-milionowego kraju, któremu faszyści zadali wielomilionowe (w zakresie ludności) i wielomiliardowe (w zakresie materialnym) straty składa wieniec w barwach narodowych na grobach żołnierzy brygady, która kolaborowała z faszystami i zabijała obywateli własnego kraju. Żydów w gettach, zmuszanych do kolaboracji za cenę życia, zrównuje z nazistami i sprowadza do roli sprawców Holokaustu! Brakuje mu zarówno zdolności empatii jak i myślenia historycznego. Na tym polega antyhistoryzm zarówno przywódców faszyzmu, jak i obecnie tak neoliberałów oraz nacjonalistów oraz populistów. Dla  neoliberałów historia  się skończyła, dla populistów  zaś historia skojarzyła się z mitami narodowej wielkości i bezgrzreszności.

    Wg OyG faszyzm i bolszewizm są produktami społecznymi ludzi masowych.  Są one „…kierowane przez ludzi poślednich, pozaczasowych, pozbawionych pamięci i „świadomości historycznej”, przybierają od początku formy przestarzałe,, zupełnie jakby pojawiwszy się obecnie, należały zarazem do dawno wymarłej fauny.” Zarówno jeden i drugi „…ruch nie „dorastają do poziomu naszych czasów”, nie zawierają w sobie skondensowanej przeszłości, co jest warunkiem niezbędnym  do tego,  by ją móc przewyższyć.”   Podkreślał też, że „Bolszewizm, jak i faszyzm – te dwie pseudo-jutrzenki – nie zwiastują nadejścia poranku nowego dnia, lecz jakiegoś innego, dawniejszego, już mocno sfatygowanego; a zatem i jedno, i drugie to prymitywizm, tak samo jak są nim wszystkie ruchy społeczne, które sprowadzają się do gwałtownego zwalczania tego czy innego fragmentu przeszłości, zamiast spokojnie trawić ją w całości.”

   Dzisiaj te same właściwości posiadają nacjonalizm i populizm. Też nie posługują się całościową wizją historii, lecz wybierają z przeszłości niektóre momenty i dokonują ich uwznioślenia w mitach i mesjanizmie. Umasowiony populizm organizuje się w ruch polityczny i uruchamia instrumenty oraz techniki propagandowej obróbki i przebudowy (albo raczej: deformacji) świadomości historycznej. Tę tendencję i praktykę mocno uwypuklił OyG mówiąc o przeświadczeniu polityków, że „olbrzymia większość ludzi nie ma żadnej własnej opinii, a zatem trzeba im ją wtłoczyć z zewnątrz, tak samo jak wtłacza się smar w łożyska maszyny.” „Ciemny lud to kupi” – twierdzi czołówka pislandzkiej władzy.

     Tą praktyką jest polityka historyczna, a narzędziem – odpowiednia partyjno-rządowa instytucja pamięci narodu. Taką rolę w PiS-landii spełnia IPN pod nowym, wg kryteriów nacjonalistycznych dobranym kierownictwem. Kierownictwem, którego przedstawiciele mają „odwagę” twierdzić, że Żydom w gettach żyło się nieźle, bo było państwo getta łódzkiego i autonomia getta warszawskiego, a także stawiać pytanie, ilu Polaków uratowali Żydzi w gettach.

      Celem takiej polityki historycznej jest  mitotwórstwo narodowe, a nie rzetelne i kompetentne wzbogacanie pamięci historycznej.  W przedpislandzkiej przeszłości instytut ten jakoś nieźle realizował owo zadanie wzbogacania pamięci społecznej, obecnie jako piso-myślna jednostka organizacyjna skoncentrował się na kształtowaniu propislandzkiej  mentalności. W epoce nazistowskiej w Niemczech nazywano to glajszachtowaniem świadomości. Praktyka obecnego IPN charakteryzuje się prymitywizmem i nawiązuje do sfatygowanych idei sanacji i endecji.

    OyG głosi „…pragnę wysunąć skromne żądanie, by zarówno ewolucja, jak i ewolucja miały charakter historyczny, a nie anachroniczny”.   

 Konkluzja: populizm i „dobra zmiana” (tak jak w przeszłości faszyzm i bolszewizm) są anachronizmem i nie prowadzą do wytworzenia żadnego nowego etapu rozwoju cywilizacji. Mówią o marszu w przyszłość, ale w całości są zapatrzone w przeszłość, której zresztą też nie rozumieją.

VI. Populizm i państwo

       Dla populistów szczególnie atrakcyjne są słowa Mussoliniego: „….- wszystko dla Państwa; nic poza Państwem; nic przeciwko Państwu. Już to samo wystarczy, by rozpoznać w faszyzmie typowy ruch ludzi masowych. Etatyzm to najwyższa forma przemocy i akcji bezpośredniej, przetworzonych w normę. Masy za pośrednictwem anonimowej machiny państwa działają same przez się.”

     W PiS-landii samorząd terytorialny, społeczny i zawodowy jest niemile lub wręcz wrogo widziany. No bo wszystko ma być dla Państwa, nawet efekty zbiórek społecznych różnych fundacji.  Niewielki dystans dzieli populizm pislandzki i faszyzm Mussoliniego.

      Pislanderzy mogą sarkać na państwo, ale nie będą się przeciwko niemu buntować.  Zaaprobują nacjonalizację i repolonizację, zwłaszcza zastosowaną wobec tych podmiotów życia gospodarczego, społecznego i symbolicznego, do których, z rzeczywistych lub propagandowo wdrukowanych powodów, czują awersję i/lub obwiniają za swoje dole i niedole.  Jest tak, jak twierdzi OyG, gdyż:   „…masa jest tym, co nie działa samo przez się. Taka jest jej misja. Pojawiła się w świecie, by nią kierowano, by na nią wpływano, by ją reprezentowano, by ją organizowano a nawet po to, by przestać być masą czy przynajmniej do tego celu zmierzać. Ale nie przyszła na świat po to, by to wszystko miała robić sama z siebie. […] …zachęcanie mas, by działały same z siebie, jest równoznaczne z buntowaniem ich przeciw ich własnemu przeznaczeniu, a ponieważ to właśnie ma miejsce, dlatego mówię o buncie mas.”

    Pislanderzy nie mogą się zbuntować wobec pislandzkiej władzy, gdyż musieliby zbuntować się przeciwko samym sobie. A masochistami nie są.

     Pislanderzy czyli „….człowiek masowy wierzy w to, że państwo to on, i coraz usilniej dąży do tego, by za jego pomocą niszczyć pod jakimkolwiek pretekstem wszelkie twórcze mniejszości, które mu przeszkadzają, i to we wszystkich dziedzinach życia, w polityce, ideologii, przemyśle…. Społeczna żywiołowość będzie stale łamana przez interwencję państwa; nie będzie mogło zakiełkować żadne nowe ziarno. Społeczeństwo będzie musiało żyć dla państwa, człowiek dla machiny rządowej. […] Kiedy zatem [państwo – TB] wyssie ze społeczeństwa ostatnią kroplę krwi, zniszczy zarazem samo siebie, pozostanie po nim martwy szkielet,…”.  

         Dla Pislanderów etatyzm państwa jest podstawową wartością społeczną, ponieważ  „Masy za pośrednictwem anonimowej machiny państwa działają same przez się.

      Aby poznać społeczną mentalność populisty, wystarczy, twierdzi OyG, „…wyodrębnić i dokładnie przeanalizować jednego tylko osobnika.” I dodaje: „Jak się tu nie lękać o to, że pod panowaniem mas państwu może zostać zlecone zadanie zniesienia niezależności jednostek czy grup, a tym samym ostateczne zaprzeczenie nadziei na przyszłość?”

      Tylko zabór przez ich władzę i państwo uprawnień i korzyści, które Pislander uznaje za naturalne i bezwzględne swoje atrybuty, może go skłonić do buntu. Gdy taki zabór dotyczy nie-Pislanderów, uważa takie działanie za uzasadnione i słuszne. Bo Inni to nie-My. Dlatego nie może zaskakiwać postawa partii rządzącej, którą trafnie oddają retoryczne pytania OyG:

Współżyć z wrogiem! Rządzić dopuszczając do głosu opozycję! Czyż taka słabość nie wydaje się już czymś zupełnie niezrozumiałym?