Nie tylko USA miały, ale i Polska posiada swojego „unabombera”. Można między nimi znaleźć wiele punktów wspólnych i kilka (różnego kalibru) różnic. Przede wszystkim nasz Unabomber nie wysyła ładunków wybuchowych w drewnianych pudełkach do losowo wybranych adresatów, lecz wysyła funkcjonariuszy swojej partii wewnętrznej i zewnętrznej do Sejmu i Senatu, a nawet do Pałacu Prezydenckiego, aby całkowicie zdewastowali polskie życie polityczne i publiczne oraz stosuje werbalne bomby w postaci seansów nienawiści. Nie jest więc „dynamitowo-trotylowym” terrorystą, ale politycznym niszczycielem. Polski unabomber nie zna języków obcych, inaczej niż amerykański. Ten ostatni siedzi w więzieniu, nasz mianował się Wielkim Bratem. Mimo tych odmienności obaj posiadają wiele wspólnych cech i atrybutów.
Po pierwsze – łączy ich nazwisko. Amerykański unabomber to Ted Kaczyński. Pełne jego nazwisko to Theodore John Kaczynski. W ankiecie personalnej może też napisać: pochodzenie polskie, gdyż – wg Wikipedii (wikipedia.org/wiki/Theodore_Kaczynski) – jego dziadkowie przybyli do USA właśnie z Polski. O polskości naszego unabombera (Jarosława Kaczyńskiego, s. Rajmunda) nie można wątpić, gdyż jest on – wedle jego własnej samooceny – Polakiem genetycznie lepszego sortu (bo żoliborskiego). Po drugie: obydwaj ukończyli studia wyższe – jeden na Uniwersytecie Harvarda, drugi na Uniwersytecie Warszawskim. Każdy z nich obronił pracę doktorską: Ted – z matematyki, Jaro – z prawa administracyjnego na temat „Roli ciał kolegialnych w kierowaniu uczelnią wyższą” – oczywiście w PRL. Po trzecie: obydwaj posiadają wysoki iloraz inteligencji. O naszym unabomberze jego minister pokoju (A. Macierewicz) ostatnio powiedział, że jest najwybitniejszym przedstawicielem polskiej myśli niepodległościowej w najnowszej historii Polski. Zatem ani Józef Piłsudski ani Roman Dmowski nie dorastają do poziomu Jaro. Po czwarte – kolejna wspólna właściwość obu unabomberów to osobowość.
Jest to osobowość pełna kompleksów, frustracji, agresji, obsesji i uprzedzeń. Towarzyszy im obu przekonanie, że tylko oni (tzn. Ted z jednej strony, Jaro z drugiej) mają rację i tylko ich recepty uchronią społeczeństwa (odpowiednio: amerykańskie oraz polskie) przed złem, które tkwi we współczesności – w rozwoju technologii zdaniem Teda, w dekadenckiej kulturze – zdaniem Jaro. Zgodnie uważają, że obronić się można przed wspomnianym złem poprzez powrót do pretechnologicznej i swojskiej (znanej z dzieciństwa) cywilizacyjnej przeszłości i kultury (np. do PRL-u). Ted uważa – tak wynika z jego manifestu opublikowanego w Washington Post i New York Times w 1995 r. – że „..nowoczesna technika pozbawia człowieka wolności i prowadzi do jego „naduspołecznienia” poprzez pozbawienie go „procesu władzy”…”. Podobnie nasz Wielki Brat: też uważa, że współczesna cywilizacja (a zatem i technologia) zagraża polskiemu narodowi. Z tego Jaro-dogmatu wynikała nie tylko krytyka zachowań studentów (w 2007 r.) i stwierdzenie, że żłopią piwo, a internetu używają do oglądania pornografii. Jaro nie poniży się do takiego poziomu, w związku z czym nie tylko nie będzie korzystał z nowoczesnych technologii informacyjnych (to robią za niego wynajmowani przez PiS funkcjonariusze partii zewnętrznej i częściej jeszcze trolle), ale też z banku, kart płatniczych i innych cywilizacyjnych udogodnień. Dlatego – mając polityczne możliwości – dąży do zawrócenia całego życia Polaków do czasów PRL: stąd chęć odnowienia szkolnictwa z tamtych lat (wszak Jaro nie chodził do gimnazjum i kończył siedmioklasówkę zaczynając naukę od 7 roku życia), stąd zapowiedź powrotu do PRL-owskiego modelu ochrony zdrowia, stąd dążenie do rządów monopartii (oczywiście PiS), także hasło „woli narodu (czytaj: wyrażanej przez monopartię) ponad prawem”, odrzucenie wielu instytucji społeczeństwa obywatelskiego oraz liczne dążenia do renesansu wielu innych PRL-owskich reliktów. Ted Kaczynski też proponował (w manifeście) i chciał wymusić (przy pomocy bomb) powrót do przedtechnologicznych czasów próbując sam żyć w ten sposób. Nasz polityczny Wielki Brat-Unabomber wykorzystuje fakt zdobycia nieznacznej większości parlamentarnej (zaledwie 19 proc. ogółu wyborców) dla wspomnianej wyżej dewastacji kraju. Polska ma być wedle jego wyobrażeń, albo żadna.
Osobowość obu unabomberów przypomina sytuację takich uczestników interakcji życia publicznego, których w analizie transakcyjnej (koncepcja psychologiczna Erica Berne’a i łącząca elementy psychologii poznawczej, psychoanalizy, psychologii postaci, psychologii humanistycznej i teorii roli) nazywa się przegranymi. Przegrywający rzadko żyją „tu i teraz” koncentrując się na wspomnieniach przeszłości lub oczekując świetlanej przeszłości. Rozpamiętują stare dobre czasy i osobiste przeżycia i nie umieją brać na siebie odpowiedzialności za swoje życie, zawsze bowiem „winni są inni”. Dlatego przegrywający w tym powyższym znaczeniu stosują takie środki działania jak transakcje skrzyżowane i ukryte czyli działania opierające się na skrytości, konflikcie, podstępach oraz swoistych grach psychospołecznych (por. prace Erica Berne’a, R. Rogolla i M. James). Ważną właściwości osobowości przegrywającego jest egocentryzm i narcyzm – z tego powodu są niebezpieczni. Trudność realizacji swoich planów i zamiarów kompensują frustracją i agresją i wszędzie doszukują się spisków (polska wersja – tzw. układy).
Teda Kaczyńskiego można już dalej pomijać – odsiaduje wyrok dożywotniego pozbawienia wolności i nikomu nie zrobi już krzywdy. Teraz główna uwaga zostaje skierowana na naszego Wielkiego Brata. Trzęsie naszym życiem, niszczy dorobek całego pokolenia Polaków, wyrządza szkody krajowi i społeczeństwu.
Frustracje i wynikające z nich zachowania agresywne to dominujący rys osobowości polskiego unabombera. Wielki Brat Jaro przeżył ich kilka. Pierwszą z nich – jak wynika z wywiadu-rzeki „O dwu takich…” M. Karnowskiego i P. Zaremby – przeżył w grudniu 1981 r. Nie został internowany po wprowadzeniu stanu wojennego, mimo że internowano Wałęsę, Kuronia, Michnika, Geremka, Mazowieckiego, Komorowskiego i wielu innych. Fakt, internowano brata obecnego Wielkiego Brata (tj. Lecha Kaczyńskiego), ale to tylko niewielka pociecha. Skandal – nie internowano największego myśliciela i działacza niepodległościowego Polski!!
Drugą frustracją było usunięcie obu braci Kaczyńskich z Kancelarii Prezydenta w 1992 r. Taka zniewaga wymaga zawsze krwi (choćby symbolicznej). Żeby ktoś (jakiś „Bolek”) śmiał w taki sposób traktować geniuszy, którzy ukradli księżyc, a raczej próbowali go ukraść (księżyc czyli sukces w postaci obalenia PRL-u). Wówczas dokonało się najważniejsze pokoleniowe przeżycie części prawicy oraz braci i zostało przez nich potraktowane jako zdrada, za którą musi przyjść odpłata (por. Mariusz Janicki, Wiesław Władyka Polityka nr 42/2006). Ta chęć zemsty odnosi się też do sprawy – rzekomej lub prawdziwej – inwigilacji prawicy i Kaczyńskich w czasie rządów premier Suchockiej.
Lech Wałęsa dymisjonując gwałtownie braci w miał rację stwierdzając, że nadają się oni (zwłaszcza zaś Jaro) do destrukcji, nigdy zaś do tworzenia czegoś nowego i twórczego. Dlatego nie dziwi agresja i spalenie kukły Wałęsy w demonstracji w 1992 r. Dzisiaj Jaro – kontynuując i rozwijając politykę historyczną brata-prezydenta – musi zniszczyć Wałęsę z dwu powodów. Pierwszy wyżej wspomniano – wyrzucenie z Kancelarii Prezydenta w 1992 r., co oznaczało na długi czas wyrzucenie ich na margines życia politycznego. Drugi jest związany z frustracjami całej radykalnej prawicy – Okrągły Stół był oszustwem, gdyż w jego wyniku narodziła się nie III RP, lecz hybryda, którą rządzi PRL-owski establishment, przez PRL-owskie służby specjalne i przez część obozu solidarnościowego, powiązaną w rozmaity sposób z ancien régime’em. W tej legendzie jedynymi sprawiedliwymi są bracia Kaczyńscy, Jan Olszewski i jego nieudolny rząd, Antoni Macierewicz…(por. Robert Walenciak Przegląd 25/2008). Dlatego w latach 2005-2007 i obecnie, celem Wielkiego Brata (także realizowanego w imieniu nieżyjącego brata) jest zniszczyć autorytety i wprowadzić autorytety swoje. Oczywiście na pierwszym planie jest autorytet Jaro (stąd zarówno wspomniane: hołd mieszkańca Pałacu Namiestnikowskiego i wypowiedź o Macierewicza o geniuszu polskiej myśli niepodległościowej oraz milcząca aprobata dla okrzyków tłumu „Jarosław Polskę zbaw”) oraz autorytet deifikowanego brata jako Prezydenta Tysiąclecia. Zawsze celem jest „my i tylko my” mamy rację. Typowe przejawy kultu braterskiego kultu jednostek animowanych przez stworzoną przez nich formację politycznej.
Trzecia frustracja – brak ważnej (może tej najważniejszej) pozycji w AWS-ie. Marian Krzaklewski nie docenił geniusza. Łączy się z nią następna frustracja związana z równie gwałtowną, po niespełna roku, dymisją Lecha Kaczyńskiego ze stanowiska ministra sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka. Jak można tak potraktować brata naszego geniusza!!!
Kolejna frustracja – to porażka w wyborach w 2007 r. i niemożność pogodzenia się z faktem, że nie jest się już premierem. Zawsze było tak, że Jaro był ważniejszy – także w 2005 r., kiedy prezydent-elekt melduje (jeszcze przed wyborami parlamentarnymi) wykonanie zadania. Tak jest w listopadzie 2015 r., gdy Andrzej Duda składa listopadowy hołd wasalny Wielkiemu Bratu. Dlatego w 2007-2010 r. ta frustracja (utraty stanowiska premiera) była wyjątkowo silna. Im bardziej prezydent jest prezydentem, a brat byłym premierem i suflerem prezydenta, tym częściej uważają się za znieważanych – zwłaszcza ze strony dawnych opozycjonistów. Łatwiej było ówczesnemu prezydentowi zaprosić Aleksandra Kwaśniewskiego na bal Niepodległości w 2007 r., niż uczynić to wobec Lecha Wałęsy. Wtedy i obecnie Wielki Brat uważa, że wszystkie zaszczyty i godności ten zły świat przyznał innym. Dlatego będzie ile wlezie mówić źle o innych, nawet o abp Życińskim i ks. prof. Tischnerze. Wałęsie nic nie będzie wybaczone, bo zawsze mówił źle o braciach i nigdy za to nie przeprosił i nie pokajał się za swoje błędy (wg opinii braci) z czasów swojej prezydentury (por. Ewa Milewicz GW 28.11.2008 r.)
Ostatnia z frustracji i jednocześnie niewątpliwy szok oraz cierpienie osobiste Wielkiego Brata – są związane z katastrofą smoleńską i przede wszystkim z faktem, że przeprowadzone badania i śledztwo w sprawie tej katastrofy wskazują na wyraźny bałaganiarski współudział Wielkiego Brata i Dworu Prezydenta Kaczyńskiego w tej tragedii. Dlatego Komisja Badania Wypadków Lotniczych została w 2015 r. rozwiązana, a raport tzw. komisji Millera za niegodny akceptacji. Ale ciekawa okoliczność: głoszone uprzednio (w okresie bycia opozycją) postulaty sprowadzenia wraku samolotu do kraju i powołania międzynarodowej komisji dla wyjaśnienia tragicznej katastrofy teraz już nie są formułowane. Obecność wraku oraz komisja międzynarodowa nie potwierdziłyby najprawdopodobniej żadnej z rozlicznych wersji zamachu – dlatego są nie tylko nieaktualne, ale wręcz mogłyby zaszkodzić ostatecznej deifikacji Prezydenta Tysiąclecia. Zmieniły się okoliczności (zdobycie władzy), musi zmienić się środek prowadzący do wyżej założonego celu.
Agresja – na szczęście w dużej mierze tylko werbalna, bez rzeczywistych bomb jak u Teda Kaczynskiego – wyrażała się i wyraża u Wielkiego Brata w sposób nader rozmaity. Przybierała postać skrzydlatych słów: a] nikt nas nie przekona, ze białe jest białe, a czarne jest czarne; b] my stoimy tu, gdzie stali robotnicy, oni (nasi przeciwnicy) tam, gdzie ZOMO; c] łże-elity; d] lumpen-inteligencja itp. Było ich wiele, ale zawsze towarzyszyła im myśl, że to inni miotają obelgi na nas (PiS i Kaczyński), my jesteśmy krzywdzeni jako te baranki.
Ta agresja werbalna stała się ważnym instrumentem stosowanym w „spektaklach nienawiści” organizowanych w latach 2005-2007 i później przez Wielkiego Brata i jego funkcjonariuszy (m.in. Z. Ziobro, B. Kempa i wielu innych), a dzisiaj kunsztownie rozwijana przez marszałków Sejmu i Senatu, przez przewodniczącego komisji ustawodawczej Stanisława Piotrowicza, ponownie przez Z. Ziobrę i B. Kempę oraz mieszkańca Pałacu Prezydenckiego (ostatnio w wywiadzie dla BBC) itd. Uzasadnienie jest następujące: w Polsce nie ma (z małym epizodem w latach 2005-2007) państwa, w tym oczywiście sensie, że nie ma państwa właściwego, takiego jak należy – czyli wg modelu Wielkiego Brata. Inne przykłady frustracyjnego i agresywnego toku rozumowania naszego Unabombera były i są następujące: 1. Jeśli to prawda, że nie ma dowodów win i przewin tzw. układu i opozycji (również tej obecnej), to na pewno wszystkie dokumenty zostały zniszczone; 2. Dobra polityka to taka, która potrafi łączyć zasady z elastycznością moralną konieczną do wprowadzenia zasad PiS-u, co pozwala te zasady zaprowadzić poprzez wprowadzenie swoich ludzi do Trybunału Konstytucyjnego, prokuratury i sądownictwa powszechnego; 3. Ci, którzy mają doświadczenie, niestety byli z układu – dlatego prokurator Piotrowicz (tak jak poprzednio sędzia Kryże) oraz były agent SB (np. w PKP) są potrzebni – co wiąże się z elastycznością wobec zasad z pkt.2; 4. Program jest realizowany w wysokim stopniu, choć oczy wiście jego pełna realizacja wymaga lat – teza ta poprzednio i teraz stosuje się (i w przyszłości) wobec zobowiązań i obietnic wyborczych – zwłaszcza tych, które mogą zburzyć finanse publiczne. [O tych zasadach w odniesieniu do lat 20075-2007 pisali Mariusz Janicki, Wiesław Władyka – Polityka 29/2006].
Celem tej agresji i tych spektakli nienawiści jest nie tyle jednoczenie (deklarowane, ale w praktyce przekreślane) społeczeństwa, co eliminowanie tych osób i grup, które zagrażają monopolowi monopartii Wielkiego Brata. Obowiązuje PiS-owska wersja niemieckiej zasady „Ein Volk, ein Reich, ein Führer”, głosząca tu i teraz: „Jeden naród, jedna Partia (PiS) i jedno państwo (IV RP) oraz jeden Wielki Brat Jaro.
Do tych frustracji i agresji odnoszą się słowa psychologa i psychoterapeuty: „…ludzie niepoukładani wewnętrznie bardziej prą do władzy. Często do władzy o charakterze dyktatorskim, ona bowiem daje najwięcej kompensacyjnej satysfakcji, a zarazem stwarza warunki, które znacznie utrudniają zdemaskowanie prawdziwego stanu umysłu i prawdziwych intencji dyktatora.” Kompensacja wynikająca z frustracji i wsparta agresją „…pojawiają się, gdy u polityka następuje utrata zdolności do realistycznego widzenia i oceniania własnego postępowania, gdy nie uczy się z własnych doświadczeń i niepowodzeń, gdy przestaje widzieć skutki, jakie powoduje jego postępowanie..”. Psycholog podkreśla też, że jeśli „…ktoś obraża i upokarza drugiego człowieka, to znaczy, że nie ma szacunku do siebie samego i chce poprawić sobie samopoczucie. Prawdziwy szacunek do siebie – w przeciwieństwie do narcystycznej, wielkościowej iluzji – nie pozwala upokarzać innych ludzi”.(cyt. za: wywiad Br. Tumiłowicza z Wojciechem Eichelbergerem w Przeglądzie 16/2007.).
Czy można w takim przypadku mówić o paranoi – oczywiście nie w sensie psychiatryczno-diagnostycznym, lecz w znaczeniu odnoszącym się do cech osobowości i stylu bycia. Wg Roberta S. Robinsa i Jerrolda M. Posta (autorów książki „Paranoja polityczna. Psychopatologia nienawiści”) gdy u polityka sprawującego pełną władzę bez odpowiedzialności prawnej i konstytucyjnej (jak u naszego Unabombera) stwierdza się: a] podejrzliwość – zgodnie z którą nic nie jest takie, jakim się wydaje, nie można brać pod uwagę pozornie niewinnych faktów, trzeba wciąż szukać ukrytych znaczeń i sygnałów wskazujących na obecność otaczających polityka wrogów; b] ksobność – czyli uznanie, ze jest się w centrum uwagi wrogów; c] manię wielkości – wówczas polityk jest absolutnie pewien swoich racji, nie dopuszcza żadnej różnicy zdań i żywi swego rodzaju pogardę dla głupców, którzy mają odmienne zdanie, d] wrogość – tj. wrogie nastawienie do otaczającego świata, przekonanie o spisku, wynikająca z nienawiści arogancja, kłótliwość, niezwykła wrażliwość na oznaki lekceważenia i jednocześnie niemożliwe do zaspokojenia poszukiwanie miłości – niekiedy wymuszanej na otoczeniu (choćby w formie składanych hołdów wasalnych); e] projekcję – czyli przypisywanie innym swoich uczuć, intencji i zamiarów; f] myślenie urojeniowe – związane z poczuciem zagrożenia i przekonaniem o spiskach otoczenia. Wg. wspomnianych autorów polityk, którego osobowość posiada wymienione wyżej właściwości, jest paranoikiem w sensie politycznym czyli nie jest chory w sensie psychiatrycznym, ale jest destruktywny w życiu politycznym. Wnosi do do niego te patologiczne właściwości uruchamiając paranoidalne lub przekształcając w paranoidalne zachowania i praktyki polityczne. One w ostateczności deformują życie społeczno-polityczne i stają się karykaturą zachowań i praktyk niezbędnych w niebezpiecznych dla społeczeństwa i kraju sytuacjach.
A zatem – czy nasz polski Unabomber jest mniej niebezpieczny od swojego amerykańskiego imiennika Teda?
W następnym odcinku – o przywiązaniu do prawdy w PiS-landii.